Woda jest moim
żywiołem. Śni mi się na najróżniejsze sposoby: jako wartki,
spieniony strumień połyskujący w promieniach słońca, tak piękny,
że aż zapiera dech; jako trudna do przebycia rzeka; jako
niepokojąco ciche i nieruchome morze; jako jezioro, w którym
nurkuję i nie potrafię wypłynąć na powierzchnię; jako mroczna
woda spływająca po bruku. Na jawie bardzo lubię pływać.
Największą przyjemność sprawia mi przepłynięcie na drugi brzeg
jeziora. Płynę żabką, nie zanurząjąc głowy, zgrywając ruchy
rąk i nóg z oddechem. Ludzie zostają daleko, widzę otaczający
jezioro las i niebo nad głową. Lubię odczucie towarzyszące
rozgarnianiu wody, dotyk powierzchni jeziora na skórze, różnicę
pomiędzy wodą i powietrzem, a także gdy woda jest cieplejsza na
powierzchni i chłodniejsza głębiej. Lubię świadomość, że mam
dość sił, by płynąć tylko dzięki prawności moich mięśni.
Pierwszą córkę urodziłam w wodzie.
Woda jest moim żywiołem.
Może dlatego pociąga mnie w bajkach motyw żywej wody. Kojarzy mi
się z przyjemnością czerpaną z seksu, z wodami płodowymi, z
fascynacją naukowców odkrywających ślady wody na innych
planetach: może tam jest, może było kiedyś... życie. Żywą wodę
trudno zdobyć, wymaga to czasu i cierpliwości albo posiadania
specjalnych mocy. Trzeba po nią iść na koniec świata, do
odległego źródła. Leczy ciężko chorych, a nawet przywraca życie
umarłym. Szczególnie podoba mi się polska bajka (musi gdzieś być
w całym tym moim bałaganie, ale nie wiem gdzie, a tytułu nie
pamiętam) o synu szukającym żywej wody, aby ocalić umierającego
ojca. Drogocenne lekarstwo znajduje się w zamku strzeżonym przez
trójgłową bestię. Chłopcu udaje się ułaskawić głowy bestii
pozyskanymi wcześniej podarunkami. Głębiej w sali siedzi piękna
dziewczyna i rozpaczliwie płacze. Bohater bajki musi podjąć
decyzję: jeśli weźmie stojący na stoliku flakonik z żywą wodą,
ocali ojca, ale dziewczyna umrze; jeśli podejdzie do dziewczyny, nie
dostanie żywej wody. Chłopiec chce wziąć flakonik, jednak
kierowany empatią, odruchem serca, podbiega do dziewczyny i ociera
jej chusteczką łzy. Wtedy znikają bestia i flakonik. Bohater
zabiera dziewczynę do domu, a gdy stają nad łożem umierającego
ojca, dziewczyna wyciska z chusteczki łzy – i okazuje się, że to
właśnie jest żywa woda, która uzdrawia ojca. Chłopiec zdobył ją
dzięki temu, że z niej zrezygnował. Okazało się, że żywa woda
tryska tam, gdzie jest dbałość, wrażliwość i troska. Drugi
człowiek nie może być środkiem wiodącym ku niej.
Podoba mi się też
bajka o żabie, która wypiła całą wodę na ziemi. Siedziała
potem nadęta i miała w nosie spękaną ziemię i spragnione
zwierzęta. Wiecie, jak wygląda nadęta żaba, prawda? Na szczęście
węgorze uratowały świat przed zagładą rozśmieszając żabę
swoimi śmiałymi wygibasami tak, że ta nie mogła wytrzymać,
ryknęła śmiechem - i wypluła całą zagarniętą wodę.
Chichocząca wesoło żaba prowadzi z kolei moje myśli ku bogince Baubo. Choć
czytaliśmy mity greckie, to jednak o Baubo nie uczyliśmy się w
szkole. Również w tej opowieści światu grozi zagłada z powodu
suszy i nieurodzaju. Ich przyczyna tkwi w rozpaczy Demeter, która
odmawia jedzenia i picia po tym, jak Hades porwał i zatrzymał w
podziemnym świecie jej córkę Persefonę. Baubo – boginka śmiechu
i swawoli – postanawia pocieszyć Demeter. „Przemawiająca
spomiędzy nóg” nie ma głowy, patrzy sutkami i mówi waginą. Clarissa Pinkola Estes
w „Biegnącej z Wilkami” tak opisuje tę chwilę:
„W istocie tańcząca
żeńska postać była zaczarowana; nie miała głowy, jej oczami
były sutki, a pochwa ustami. To właśnie te usta zaczęły
opowiadać Demeter zabawne, rubaszne historyjki. Demeter najpierw się
uśmiechnęła, potem zaczęła chichotać, aż wybuchnęła śmiechem
z głębi brzucha. Śmiały się razem, mała brzuchata boginka Baubo
i potężna Matka-Ziemia, Demeter.
Śmiech wydobył Demeter z rozpaczy
i dał jej siłę do dalszych poszukiwań. W końcu z pomocą Baubo,
starej Hekate i boga słońca, Heliosa, odnalazła swą córkę.
Persefona została zwrócona matce. Cały świat, ziemia i łona
kobiet znów zaczęły rodzić.
[…] Mała brzuchata boginka Baubo
podsuwa interesującą myśl, że trochę rubasznego humoru może
dopomóc w przełamaniu depresji. To prawda, że może tego dokonać
pewien rodzaj śmiechu, który budzą te wszystkie kobiece opowieści
— opowieści czasem tak wulgarne, że aż niesmaczne. Te opowieści
pobudzają libido. Rozpalają w kobiecie ogień, przywracają
zainteresowanie życiem. Właśnie tego nam trzeba — brzuchatych
boginek i śmiechu z głębi brzucha." Wspaniałym zbiorem
rubasznego, babskiego humoru jest komiks Marjane Satrapi „Wyszywanki”
- polecam.
Jest też martwa woda.
O zwyczajach z nią związanych, powszechnych na Ukrainie,
przeczytałam w tekście Pochowana prawda. Martwa
jest woda, którą obmywano nieboszczyka. Martwe są też ludzkie łzy
wyniesione przez wiedźmę z cmentarza.
Taką wodę „wylewa
się na próg, pod dom, na granicę gospodarstwa lub w inne miejsce,
tak by zaszkodzić osobie, która przez nią przestąpi”. A więc
znowu łzy. Jednak tym razem nie człowiek jest celem, złodziej łez
nie ociera ich po to, by pocieszyć, lecz aby komuś innemu
zaszkodzić. Płaczący człowiek jest używany jako środek
prowadzący do celu. Jako producent drogocennych łez. I sądzę, że
nawet gdyby cel był szczytny, taka woda musiałby być martwa.
I tak te skojarzenia
płyną, jak woda. Od otartych, życiodajnych łez po rubaszne żarty,
które ratują świat od suszy. Żywa woda to troska, chęć
pocieszenia, zamiany płaczu w śmiech. Przyjemność czerpana z
seksu, wody płodowe i fascynacja naukowców, gdy na odległej
planecie odkryją ślady wody...