Wiatr wiał im teraz
w oczy i uszki Prosiaczka trzepotały za nim jak chorągiewki, gdy
tak szedł i torował sobie drogę. I zdawało się, że minęły
całe godziny, nim znalazł dla nich schron w Stumilowym Lesie. A
potem znów sterczały mu prosto i trochę niespokojnie nasłuchiwały,
jak wyje wiatr wśród wierzchołków drzew.
- A
może jakieś drzewo wywali się na nas, kiedy będziemy akurat pod
nim przechodzić?
- A może nie? -
rzekł Puchatek po dokładnym namyśle.
Na ostatnich zajęciach
instruktorka jogi usadziła nas w bardzo wygodnej (jej zdaniem)
pozycji, jaką jest krowi pysk, i przeczytała nam bajkę. Bardzo
lubię ten jej pomysł czytania.
Taka to była bajka (tak się składa, że wygooglało mi się ją w wersji komiksowej).
Jest to jedna z tych
opowieści, dzięki którym oddycham głębiej i czuję się lżejsza.
Zdziwił mnie jednak sposób, w jaki nasza instruktorka podsumowała
przeczytaną bajkę. Stwierdziła, że tak właśnie jest. Że ludzie
mają to, czego chcą i na co pracują. Że jeśli ktoś bardzo się
stara chorować i głupio żyje, to z pewnością prędzej czy
później dopnie swego.
Zazgrzytało. Co jest
grane? Staram się rozwikłać swoje zdziwienie i myślę, że być
może jest to efekt zderzenia wschodniego i zachodniego sposobu
myślenia. Z jednej strony zgoda na to, co przynosi los, a także na
efekty naszych działań, które bywają zaskakujące. A z drugiej
strony silne przekonanie, że sami jesteśmy kowalami swojego losu, i
że ostatecznie osiągniemy to, do czego dążymy.
Czerwcowe Wysokie
Obcasy Extra opublikowały wspaniały wywiad z profesorem Rao. W
sieci jest niestety dostępny tylko fragment.
Z tego co pamiętam,
profesor mówił o tym, że sami decydujemy o swoim nastawieniu wobec
zdarzeń. Niekoniecznie o zdarzeniach. Pozwalamy, by jakaś sytuacja
nas unieszczęśliwiła albo uskrzydliła. Chwalił pozytywne
myślenie. Krytykował jednak powszechne przekonanie, jakoby
pozytywne myślenie gwarantowało powodzenie w życiu. Koniec z
targowaniem. Nie wiemy, co się zdarzy. Ale decydujemy o swoim
poczuciu szczęścia.
Zachodni nacisk na
działania i myśli zmierzające do celu, przekonanie o ogromnym
własnym wpływie na los, przypomina mi opowieść, którą
przeczytałam jako dziecko bodajże w „Faraonie” Prusa. To
historia o bogu (zapewne egipskim, jeśli faktycznie chodzi o
„Faraona”), który nie słyszał prawie żadnych modlitw,
ponieważ te – niczym ptaki – zderzały się, zanim zdążyły do
niego dolecieć. Krawiec modlił się, by jego klient kupował jak
najwięcej drogich ubrań, klient zaś – by ubrania były jak
najtrwalsze i jak najtańsze. Chory modlił się o szybkie
wyzdrowienie, lekarz – o długą chorobę pacjenta, która
zapewniłaby mu godziwy zarobek. A modlitwy jak ptaki... Jak pozytywne
myśli.
Tylko jedną modlitwę
bóg słyszał. Była to modlitwa małego chłopca, który za
wszystko dziękował.
mowisz ze prof twierdzi ze sami decydujemy o nastawieniu wobec zdarzen.
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem natomiast to nie jest decyzja a podswiadomosc ktora nami steruje poki nie uswiadmimy sobie swoich zaleglych potrzeb i emocji, ktore choc stlumione w dziecinstwie wciaz dochodza do glosu.
Czy to nie jest takie odkładanie na jutro? Zacznę decydowac, gdy już kiedyś sobie uświadomię te zaległe potrzeby i emocje?
UsuńA może chodzi o to, że decyzje mogą byc świadome albo nieświadome?
Jung napisał mniej więcej coś takiego, że nasze nieświadome decyzje nazywamy przeznaczeniem.
Mimo że ogólnie jakoś rozumiem proces myślowy toczący koła w kierunku "mamy, na co zapracowaliśmy" (innych to koła, moje toczą się w nieco innym rytmie i kierunku), to i straszny gniew zmieszany z lękiem takie myślenie we mnie to wywołuje. Mam ochotę powiedzieć "stań w poczekalni oddziału onkologicznego i tam głoś te tezy, opowiedz ludziom, jak to są winni tego, że zachorowali". Bo - mimo że JAKIŚ sens jest w myśleniu co na co wpływa i skąd się bierze i dlaczego - to w prostej, prostackiej formie prowadzi właśnie do takich przeokropnych uogólnień. I głupot.
OdpowiedzUsuńA faraonowa bajka piękna i dla mnie jest kwintesencją wszystkiego. I tak staram się żyć. I modlić.
Trafiłaś. Moja instruktorka jogi uważa, że na raka też sobie ludzie pracują.
UsuńMnie jeszcze niepokoi przekonanie, że wiara w wyzdrowienie pomaga wyzdrowiec.
A w ogóle bardzo to miłe, że sobie założyłaś konto na googlach ;)
UsuńA tam sobie założyłam ;) Samo mi się założyło, jak Ci zdjęcia chciałam pokazać :) i jakoś nawet wpadłam na to, że dzięki temu da się tu pogadać. Bo bez konta się nie da, szkoda.
UsuńCzy wiara w wyzdrowienie pomaga wyzdrowieć, to już bym mocno myślała (w kierunku na tak). Po rozmowach z psychoonkologami wiem, że naukowo udowodniono, że modlitwa (a zakładam, że w przypadku choroby jest to modlitwa o zdrowie...?) pomaga w leczeniu.
Kiedyś szukałam informacji na ten temat i badania mają różne wyniki - jedne że modlitwa (wiara w wyzdrowienie, pozytywne myślenie) sprzyja wyzdrowieniu, inne - że nie ma związku. Myślę, że to działa całkiem racjonalnie - jak ktoś wierzy w szansę wyzdrowienia, bardziej przestrzega reguł związanych z leczeniem. Ale gwarancji na powrót do zdrowia to nie daje. Myślę, że najcenniejsze co się udaje uzyskac ciężko chorym ludziom, to radośc z każdej dobrej chwili.
Usuń