środa, 28 marca 2012

Czereśnie w śniegu

Śniło mi się, że znalazłam czereśnie w śniegu. Czerwone. Słodkie, lekko podsuszone, jakby skoncentrowane, ale wciąż soczyste.

Sen się skończył i nie wiem, co zrobiłam później. Byłam w drodze. Pewnie pojechałam dalej.

wtorek, 20 marca 2012

Oddać się dla pieniędzy

Pani lekkich obyczajów
Opuściła wrota raju
Wraca wolno, prosto z Essen
Swoim pierwszym mercedesem
Puder spływa jej po twarzy
I przeszkadza w jeździe marzyć
Jak tu łóżko wymościć
By się oddać z miłości -
Krzysztof Daukszewicz

Niedawno moja koleżanka zupełnie na serio rozważała, czy by się nie oddać dla pieniędzy. Dostała nieźle brzmiącą ofertę, a pieniądze są jej potrzebne na rozkręcenie działalności gospodarczej.

A ja zebrałam w sumie 3 propozycje od panów zainteresowanych płatnym seksem. Miałam wtedy około 20 lat, mieszkałam w Warszawie. 2 razy po prostu szłam wieczorem ubrana w krótką spódniczkę, a trzeci raz założyłam zwykłe dżinsy, ale za to było mi po drodze przez warszawski pigalak. Więc wygląda na to, że klienci sami się znajdują.

W Amsterdamie do atrakcji turystycznych należy dzielnica czerwonych latarni. Turyści przechadzają się spacerkiem i oglądają wystawione w szklanych gablotach kobiece ciała. Przechadzce towarzyszą żarty i pogodny nastrój. Uwieńczeniem spaceru może być wizyta w muzeum seksu, które akurat znajduje się nieopodal.

Nie wiem, czy należałam do typowych turystek, ale zemdliło mnie i muzeum seksu było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę.

Być może kiedyś inaczej to wyglądało. W końcu wielka chińska Bogini Księżycowa, która miała dominującą pozycję w hierarchii bogów, była jednocześnie patronką prostytutek. Ale w tamtych czasach kobieca seksualność była święta.

W naszej kulturze w opłatę za seks wliczona jest opłata za szacunek. Od tej chwili mężczyzna może kobietą pogardzać. Kupuje prawo do odczłowieczenia jej. Znika społeczne oczekiwanie, by traktował ją jako osobę mającą własne uczucia i potrzeby.

Prostytutki, zgodnie z zawodowym kodeksem etycznym, nie powinny lubić swojej pracy. A więc w usługę wliczony jest również brak kobiecej przyjemności. Elisabeth Meru w książce pt. „Scherbengesicht” (co można przetłumaczyć jako „potłuczona na kawałki twarz”) opisała swoje doświadczenie prostytucji. Napisała m. in., że nie brała pieniędzy od klientów, którzy dobrze ją traktowali.

Na myśl o sprzedawaniu ciała robi mi się słabo. W żadnym wypadku nie jestem jednak za tym, by karać prostytutki. To mężczyźni, którzy kupują prawo do gardzenia drugim człowiekiem, zasługują na społeczny ostracyzm.

niedziela, 18 marca 2012

Szanuj ojca swego i matkę swoją

Zanim przejdę do żywych, chcę napisać, że potrzebujemy naszych umarłych. Opowieści o nich towarzyszą nam i stanowią drogowskazy, pomagają podejmować życiowe decyzje. Z kolei przemilczane tajemnice sprawiają, że niektóre tematy przejmują nas niezrozumiałym dreszczem. Milczenie wokół pewnych spraw może być przekazywane z pokolenia na pokolenie tak samo jak historie rodzinne.

O wielu naszych przodkach nic nie wiemy, ale ich cząstki są w nas. Mamy ich geny, więc jesteśmy z nich zbudowani. Tak ja młode drzewka wyrastają na żyznym próchnie umarłych drzew, tak my stoimy na ramionach naszych przodków. Naprawdę istniejemy, naprawdę i namacalnie jesteśmy częścią wszechświata, mamy swoją własną, prastarą historią.

To co dotyczy naszej rodziny, od razu wydaje nam się ciekawsze. Wystarczy dowiedzieć się, w jakich wydarzeniach historycznych brali udział nasi przodkowie, by chętnie o nich czytać. Ślady ich przeżyć wciąż w nas żyją.

Narzekamy na naszą rodzinę. Uważamy, że nam wolno. Nam. Ale jeśli ktoś inny spróbuje ją krytykować, trudno nam to znieść. Wara od moich bliskich! Stajemy w ich obronie.

Dlatego tak trudno ich nie naśladować. Obiecujemy sobie, że będziemy postępować całkiem inaczej. A potem okazuje się, że wymaga to lat pracy i odpowiadania sobie na kolejne pytania. Gdy okryjemy, że chociaż niektóre ich decyzje nam się podobają i chętnie podejmiemy podobne, może nam to przynieść ogromną ulgę.

Ludzie, którzy nie szanują swoich rodziców, są głęboko zranieni. Myślę, że nikomu nie można nakazać szacunku wobec rodziców, ale nikomu też nie wolno tego szacunku odbierać. Bo stanowi on nasze prawo znacznie bardziej niż nasz obowiązek.

To rzadkie, ale nawet jeśli nie ma nic, co chcielibyśmy w nich szanować, zostaje jeszcze dar życia. To oni dali nam swoje geny, swoją krew. Korzenie sięgające miliony lat wstecz. Jesteśmy.

środa, 14 marca 2012

Jak straszyłam dzieci samochodami

Owszem, uważam, że trzeba straszyć. Nie dziadem, który zabierze niegrzeczne dziecko. Realnymi zagrożeniami. A samochody są dla dwulatka śmiertelnie niebezpieczne.
 
Kiedy moja młodsza córka miała niecały rok, przeczytałam – na szczęście! - „W głębi kontinuum” Jean Liedloff. Pod wpływem tej książki przestałam ją ochraniać przed niebezpieczeństwami, które nie groziły śmiercią ani kalectwem.
 
Gdy podchodziła do włączonego piekarnika, ostrzegałam ją, że jest gorący i będzie bolało. Gdy zdarzyło jej się dotknąć i piekarnika i gorącego czajnika, faktycznie odczuła ból. Przytulałam ją wtedy i mówiłam: „masz ała, boli cię, uważaj, to jest khh” („khh” było naszym określeniem na „gorący”). Nie karciłam za ból. Karcąc odebrałabym jej poczucie kontroli, wiarę we własną zdolność rozpoznawania tego, co jest dla niej bezpieczne, a co nie. Efekt? Brała moje słowa na serio! I odkąd powiedziałam jej, że auto może zrobić bardzo duże ała, na widok przejeżdżającego blisko samochodu przywierała do mojej nogi.
 
Ze starszą córką wyszło przypadkiem. Pewnego dnia zobaczyłyśmy na drodze martwego pieska. Mała bardzo przejęła się jego widokiem. Wyjaśniłam, że piesek nie żyje, bo go przejechał samochód. Nie wiem, co dokładnie córka rozumiała pod pojęciem śmierci, ale była zaniepokojona tym, jak piesek wyglądał i wiedziała, że stało się coś złego.
 
Kilka lat później trafiłam na stwierdzenie Wojciecha Cejrowskiego, które przyprawiło mnie o dreszcz (cytuję z pamięci): „Tu (wśród Indian) młodsi zawsze słuchają starszych. Uczy ich tego życie... i śmierć”.

niedziela, 11 marca 2012

O rosyjskich bajkach i o cierpliwości

Bardzo lubię rosyjskie bajki i polecam je wszystkim, którzy szukają postaci mądrych kobiet, mogących służyć jako wzór. Brakuje ich w najbardziej znanych baśniach braci Grimm. W rosyjskich bajkach mamy mądre (albo przemądre) Wasylisę i Nataszę, a młodzi władcy szukają nie tylko urodziwej, ale i rozumnej żony, której rady umożliwiłyby sprawiedliwe rządzenie królestwem.

Najchętniej wracam do bajki o Królewnie Żabce i Iwanie. I do bliźniaczej – o Sokole Promienistym i Mariuszy.
 
Iwana do Królewny Żabki zaprowadził los „odwieczny, bezlitosny i sprawiedliwy”. Mariusza zaś poprosiła ojca o pióro Sokoła Promienistego, a to może oznaczać, że wymarzyła sobie kochanka.
 
Ukochana Iwana to Wasylisa Przemądra, złym czarem zamieniona w żabę. Gdy zrzuciła na jeden wieczór żabią skórkę, ojciec Iwana spalił skórkę w piecu, sprowadzając w ten sposób na księżniczkę nieszczęście. A wystarczyło poczekać trzy dni, by czar przestał działać.
 
Pióro pod wpływem zaklęcia zamieniało się w pięknego młodzieńca o sokolich oczach. Noc całą spędzał on z Mariuszą, a nad ranem wylatywał przez okno pod postacią sokoła. Po trzech nocach siostry pozazdrościły Mariuszy kochanka i spaliły pióro w piecu.
 
Gorzko płakał ojciec Iwana, gorzko płakały siostry Mariuszy, ale ich łzy nic już nie mogły zmienić. Postaci te można potraktować po jungowsku jako te części naszej duszy, którym się śpieszy, które zazdroszczą, które niszczą. Które doceniają dopiero to, co straciły.
 
I Iwan i Mariusza dostrzegli swoje przeznaczenie w uwolnieniu ukochanych. Postanowili ich odzyskać albo zginąć. A była to długa i trudna droga. Królewnę Żabkę więził Kościej Nieśmiertelny, a Sokoła Promienistego – Caryca Diablica.
 
I Iwanowi, i Mariuszy pomogła Baba Jaga. Baba Jaga to kolejny powód, by czytać rosyjskie bajki! Trupie czaszki nabite na płot i schody z ludzkich kości wyraźnie pokazują jej bliski związek ze śmiercią. Tak, Baba Jaga jest groźna, a odwiedziny u niej wymagają odwagi. Ale jest też coś swojskiego w sposobie, w jaki batem pogania patelnię, by ta szybciej smażyła bliny. Gdzie mi tam do niej, ale kiedy latam w sobotnie przedpołudnia na miotle, czuję, że naprawdę niewiele brakuje, bym wyleciała przez komin. Lepiej mi wtedy nie wchodzić niepotrzebnie w drogę. Baba Jaga może też wisieć do góry nogami pod sufitem i zajadać się plackiem z nietoperzy. Jej chatka ma to do siebie, że chodzi po polanie na kurzych łapach zamiast stać na miejscu jak normalne domostwo. Czarownica z całą pewnością ma w nosie wszystko to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i co wydaje się nam oczywiste, a jedyne, czego możemy się spodziewać w jej towarzystwie, to niespodziewane.
 
Iwan odzyskał ukochaną dzięki temu, że mimo głodu puścił wolno niedźwiedzia, zająca, kaczora i szczupaka. Powstrzymał się, zrezygnował z zaspokojenia potrzeby, nie wypuścił strzały z łuku (trudno tu nie dostrzec symbolu seksualnego). Dzięki temu stał się silniejszy, ponieważ w zwierzętach, którym darował życie, zyskał sprzymierzeńców. Mariusza zaś musiała zedrzeć trzy pary żelaznych chodaków, połamać trzy żelazne kostury i żelazny czepiec napełnić łzami.
 
W ostatniej chwili Iwanowi pomogło wyczucie i skupienie na ukochanej, dzięki którym usłyszał cichy rechot żabki, a Mariuszy – gorąca łza, która przepełniła żelazny czepiec.
 
Gdy czytam te bajki, myślę, że miłość wymaga cierpliwości. Na początku może się wydawać, że wszystko idzie jak z płatka i że nie ma powodu czekać. Jednak lepiej odkrywać się powoli i nie poganiać. A odzyskanie zawiedzionego zaufania wymaga czasu i poświęceń. I odwiedzin w najgłębszym lesie, na skraju świata. Skorzystania z mądrości Baby Jagi. No i zrezygnowania z prób uwięzienia miłości pod kluczem.

czwartek, 8 marca 2012

Przestałam karać

Naprawdę. Przestałam i już. Ponad miesiąc temu napisałam w tekście „Nie chcę brać gwałtem, wolę być obdarowywana”, jak liczę do pięciu grożąc karą. I wtedy przestałam: grozić, straszyć, szantażować i wymierzać sprawiedliwość. 
 
W październiku byłam na konferencji zorganizowanej przez fundację SYNAPSIS, zatytułowanej: „Trudne zachowania - pozytywne podejście”. Dotyczyła w całości postępowania behawioralnego bez kar, a swoim doświadczeniem dzielił się światowej sławy psycholog behawioralny – Gary LaVigna. Twierdził on, że karanie jest nie tylko nieetyczne, ale również nieskuteczne. Piszę o tym, by pokazać, że tematyką wpływania na zachowanie bez stosowania kar nie zajmuje się tylko kilku wariatów. 
 
Dało mi to do myślenia. Typowa rada przeciętnego psychologa brzmi zupełnie inaczej: Proszę ustalić klarowne zasady oraz system kar i nagród, po czym konsekwentnie te zasady egzekwować przy pomocy tychże nagród i kar. Dzięki temu dziecko będzie się czuło bezpiecznie, a rodzice zyskają jego szacunek.
 
Jeszcze coś innego dało mi do myślenia. Szantaże w ustach moich dzieci: Jeśli mi tego nie dasz, to ja... zepsuję ci..., zabiorę ci..., nie będę cię już kochać. Wiem, od kogo się tego nauczyły. Używają nieco innych słów, ale ich wymowa jest ta sama, tak.
 
Wracając do konferencji, szczególnie utkwiło mi w pamięci to, co Gary LaVigna powiedział o potrzebach stojących za zachowaniami agresywnymi. Stwierdził, że w niektórych przypadkach wystarczy zaspokoić potrzebę, by zachowanie zniknęło. Tradycyjne podejście behawioralne, również to potoczne, jest całkiem inne: nie należy zaspokajać potrzeby kryjącej się za agresywnym zachowaniem, bo wtedy to zachowanie się utrwali.
 
A jednak należy! Ale pod pewnymi warunkami: to co stanowi zaspokojenie potrzeby, a więc jest wzmocnieniem pozytywnym czy nagrodą, nie powinno się pojawiać tylko w odpowiedzi na zachowanie, które uznajemy za problemowe. Człowiek powinien to coś dostawać często i za darmo. Oprócz tego należy znaleźć sposób na nauczenie akceptowanych społecznie sposobów uzyskiwania tego, czego potrzebujemy.
 
Pomogło mi przekonanie, że dzieci po prostu chcą spełniać oczekiwania rodziców. Chcą ich naśladować i szanować. Pisze o tym Jean Liedloff w „W głębi kontinuum”, a także Juul Jesper w poradniku „Twoja kompetentna rodzina”. Jeśli zachowanie dzieci odbiega od naszych oczekiwań, oznacza to, że albo formułujemy je w sposób zagrażający poczuciu wartości naszych dzieci, albo też są one niemożliwe do spełnienia dla dziecka w danych wieku, o danym typie temperamentu.
 
Ale często tak naprawdę oczekujemy, że dzieci będą „niegrzeczne”.
 
Gdy moja młodsza córka miała jakieś 2 lata, w poczekalni do lekarza spotkałyśmy dwie miłe panie. Śmiały się one z każdego „nie” wypowiedzianego przez córkę i utyskiwały „dobrodusznie”, jaka to ona przekorna. Wcześniej nie zwróciłam uwagi, że moje dziecko tak często używa słowa „nie”. W rzeczywistości wypowiadała wiele innych słów, ale nie budziły one już takiego zainteresowania pań z poczekalni.
 
Jak się będzie zachowywało dziecko, które często słyszy, że jest... przekorne, niegrzeczne, agresywne? Właśnie tak. W ten sposób spełni oczekiwania dorosłych.
 
Podoba mi się, jak Jesper Juul przeformułowuje stwierdzenia odnoszące się do dzieci, by wydobyć na wierzch to, co pozytywne. Proponuje, by zamiast mówić o przekorze dwulatków, zauważyć, że jest to wiek zyskiwania samodzielności. Zastanawia się, czemu dzieci sprawdzają granice i odpowiada, że robią to po to, by poznać osobowość rodziców, dowiedzieć się, co jest dla dorosłych ważne, a co nie.
 
Jeśli o mnie chodzi, teraz mówię – zwłaszcza starszej córce – czego oczekuję. Ona czasem zrobi to, o co ją poproszę, a czasem nie. Jednak wiem, że gdy spełnia moją prośbę, robi to z dobrej woli, nie z lęku przed karą i bez zduszonej złości. A moje serce rośnie. Czasem mówię: zobacz, zrezygnowałam ze stosowania kar, a teraz oczekuję, że znajdziesz jakieś rozwiązanie w tej sytuacji. Albo mówię: jesteś już duża, masz wiele przywilejów, a przywileje oznaczają też obowiązki.
 
To działa, serio. 
 

poniedziałek, 5 marca 2012

Co zamiast klapsa

Przejęłam się wpisem z bloga Love's Patient, o, tym:
 
I też postanowiłam napisać parę słów. Wydaje mi się, że ważne jest uzmysłowienie sobie, że bicie jest najgorszą możliwą opcją. Gorszą niż:
- to, że dziecko pójdzie spać o północy,
- to, że dziecko położy się spać w kartonie wymoszczonym kocykiem,
- to, że się spóźnię do pracy,
- to, że dziecko nie pojedzie do przedszkola,
- to, że dziecko nasika na schody wyrażając w ten sposób swoją opinię na jakiś temat,
- to, że dziecko domaga się co chwilę kolacji złożonej z innego dania,
- to, że dziecko pójdzie spać brudne i nie umyje zębów,
- to, że dziecko w środku nocy budzi się z wrzaskiem i zdziera ze mnie kołdrę, bo coś mu się przyśniło,
- to, że babcia/ dziadek/ mama/ tata/ ciocia/ wujek/ brat/ siostra/ koleżanka/ kolega... powiedzą, że dziecko włazi mi na głowę.
(Owszem, naczytałam się trochę magazynu BACHOR, ale to wszystko są autentyczne przykłady z mojego pełnego cierni rodzicielstwa hehe).
 
Co robię zamiast bicia:
- powtarzam kilka razy, spokojnie, bez straszenia, za to jasno formułując, czego oczekuję,
- mówię, co czuję, że jestem zmęczona, że smutna, że bezradna,
- zamieniam przymus w zabawę (przeobrażam się w groźną Babę Jagę i łapię brudne dziecko, by je gruntownie wyszorować. Co ciekawe dziecko wtedy przeobraża się w kota),
- jeśli mam do wyboru poświęcić trochę więcej czasu na wieczorne kładzenie dzieci spać albo umyć naczynia, to nie myję naczyń.
 
A najważniejsza jest chyba wiara we własne dzieci. One są fajne. Bo mają fajną mamę. I jeszcze paru innych fajnych przodków.