sobota, 31 sierpnia 2013

O szacunku do siebie i przemocy


Jeśli chcesz, by inni cię szanowali, musisz przede wszystkim sama siebie szanować.

Tak, zapewne... Może faktycznie. A jednak...?

No dobrze. Jeśli sama siebie nie szanujesz, nie zwrócisz uwagi na wyrazy braku szacunku ze strony innych. Potraktujesz je jako coś oczywistego. To wcale nie oznacza, że nie spotykasz ludzi, którzy cię szanują. Możesz jednak tych drugich chętniej zapraszać do swojego życia. Bo wydadzą ci się bardziej zwyczajni, pasujący do codzienności. Ale czy to oznacza, że to ty jesteś winna braku szacunku z ich strony?

Jeśli chcesz, by inni cię szanowali, musisz przede wszystkim sama siebie szanować. A jednak nie lubię tego stwierdzenia, bo namawia ono do brania odpowiedzialności za innych ludzi. Sprzyja obwinianiu ofiary. Spomiędzy wierszy wyziera przekonanie, że osoba doznająca przemocy (a więc braku szacunku), ponosi odpowiedzialność. A wcale nie my decydujemy o słowach i czynach innych ludzi.

Owszem, jestem odpowiedzialna za to, kogo wybieram i zapraszam do swego życia. Nie oznacza to jednak, że mogę przewidzieć konsekwencje takiego czy innego wyboru. Ludzie nie są maszynami, które można przejrzeć na wylot czy zaprogramować. Mogą nas zaskoczyć w sposób miły i niemiły. I przede wszystkim odpowiedzialność za własne decyzje nie oznacza, że ktokolwiek jest usprawiedliwiony z braku szacunku wobec mnie. To że ktoś mnie źle potraktował nie oznacza, że sama do tego doprowadziłam, nawet jeśli nie dość dobrze wiedziałam, jak chcę być traktowana. A jeśli oczekuję szacunku (bo sama siebie szanuję) nie daje to gwarancji, że zawsze będą mnie otaczali ludzie okazujący mi szacunek.

Polecam ten poruszający artykuł o przemocy emocjonalnej. Autorka artykułu, Ewa Pragłowska, twierdzi:

Nadal jednak, nawet w grupie psychologów czy psychiatrów, do których trafiają ofiary przemocy, można się spotkać ze stwierdzeniem: "Mnie by coś takiego nie spotkało", "Ja bym nie dała tak sobą pomiatać!" lub pytaniem "Dlaczego pozwoliła?", "Dlaczego nie mówiła nawet bliskim?". No właśnie, bo gdyby siebie szanowała, nie przydarzyłoby jej się to. Czy wyniki badań usprawiedliwiają takie przekonanie?

W artykule można przeczytać, że nie ma specyficznych przekonań kluczowych lub pośredniczących (na temat siebie i świata), które predysponują do bycia ofiarą. Ponadto pacjentki prezentujące objawy psychiczne po przemocy emocjonalnej, nie przejawiały ich wcześniej przed związkiem ze sprawcą (potwierdzają to bliscy i przyjaciele). Można ująć to w twierdzeniu, że zaburzyć można osoby nie zaburzone wcześniej.

Autorka wypisuje jednak przekonania, które czynią osoby podatnymi na mechanizm działania przemocy emocjonalnej. Oto one:

"W każdym człowieku jest część dobra", "Osobie bliskiej można ufać w 100%", "Bliskiej osobie, gdy cierpi, trzeba pomóc", "Każdy ma prawo do błędów", "Nie jestem najważniejsza", "Jestem odpowiedzialna za swoje życie". Przekonania pośredniczące to: "Jeżeli mąż mi coś mówi, to na pewno jest to prawda", "Jeżeli mąż twierdzi, że nie jest ze mną szczęśliwy, jest to pewnie moja wina", "Jeżeli mąż mnie ośmiesza, to po to, żebym zmieniła się na lepsze", "Każdy ma swoją rację i trzeba to uszanować". Dalej można przeczytać, że ofiarami przemocy są przeważnie osoby empatyczne i refleksyjne.

Myślę, że wypisane powyżej przekonania są w większości powszechne i towarzyszą wielu osobom niedoznającym przemocy (może poza twierdzeniem o ośmieszaniu). A więc wcale nie jest tak, że szeroko rozumiany szacunek wobec samej siebie pozwala uchronić się przed zaangażowaniem w związek przemocowy, czyli oparty na braku szacunku jednej osoby (sprawcy) wobec drugiej (ofiary).

Sprawcy przemocy emocjonalnej to często osoby zakładające maskę normalności, zajmujące wysoką pozycję w hierarchii społecznej. Trafnie dokonują oceny sytuacji interpersonalnych. W razie konieczności potrafią udawać empatię. Niestety nie jest łatwo ich przejrzeć. Ani przyszłej ofierze, ani jej otoczeniu.

Cenna jednak wydaje mi się lista przekonań sprawców. Można starać się zachować czujność i podejrzliwość wobec tego typu stwierdzeń. A oto one:

"Mam prawo do wszystkiego", "Cel uświęca środki", "Moje potrzeby są najważniejsze", "Miłość nie istnieje", "Świat to miejsce dla najsilniejszych", "Żona i dzieci to w sumie obcy ludzie", "Nikt nie ma prawa mnie kontrolować", "Jestem najlepszy", "Bliscy są po to, żeby zaspokajać moje potrzeby", "Ja sam ustalam reguły w moim życiu".

Przekonania pośredniczące to najczęściej: "Jeżeli ja nie wykorzystam kogoś, to ten ktoś wykorzysta mnie", "Jeżeli ktoś nie robi tego, czego chcę, zasługuje na karę", "Jeżeli ktoś się daje wykorzystywać, to jego wina", "Jeżeli ktoś mówi, że cierpi, to znaczy, że jest słaby", "Jeżeli ktoś chce być ze mną blisko, to znaczy, że chce mnie kontrolować". Przekonania te powodują dobór strategii behawioralnych. Są wśród nich rozbudowany system kontroli bliskich (z wykorzystaniem sfery seksualnej), wypowiedzi krytykujące i deprecjonujące, z wulgarnymi włącznie, zastraszanie, całkowity brak przyjmowania argumentów drugiej strony, egoizm w zaspokajaniu swoich potrzeb (z nieliczeniem się z ograniczeniami finansowymi), brak przyjmowania jakiejkolwiek odpowiedzialności, obarczanie innych winą za swoje życie, przekraczanie norm społecznych oraz naruszanie praw innych, w tym najbliższych.

Jeśli chcesz, by inni Cię szanowali, musisz przede wszystkim sama siebie szanować. Czy to oznacza, że jeśli siebie nie szanujsz, inni nie muszą cię szanować?

Nie.

Zastanawianie się, czy już jesteś dosyć dobra, czy wystarczająco siebie szanujesz, nie pomoże ci się uchronić. Szansę na ochronę daje patrzenie na drugiego człowieka: czy on wystarczająco szanuje ciebie? Bo to on jest odpowiedzialny za swoje słowa i czyny, tylko on i nikt inny.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Złodzieje czasu, pośpiech i nuda


Wiele rzeczy powinnam
więc biegam po swojej duszy
więc biegam po swoim ciele
by zrobić to, co powinnam
i nie jestem szczęśliwa

Ten wierszyk napisałam w czasach, gdy miałam kilkanaście lat i pisałam wiersze. Chociaż tak jak pamiętam siebie z tamtego okresu – wcale nie biegałam ani nigdzie się nie śpieszyłam. Owszem, nudziłam się śmiertelnie (o nudzie jeszcze będzie), ale biegać nie miałam po co ani dokąd. Jednak przekaz o wyrabianiu się z wieloma obowiązkami w jak najkrótszym czasie jest w mojej rodzinie bardzo silny, zwłaszcza po kądzieli. A ponieważ sposób, w jaki zostaliśmy wychowani, tworzy rodzaj przeznaczenia, wierszyk ten okazał się proroczy.

Jedną z ważniejszych dla mnie książek jest „Momo” Michaela Ende. Przeczytałam ją po raz pierwszy, gdy miałam 16 lat. Niedawno skończyłam ją czytać mojej córce, która wprawdzie całkiem sprawnie radzi sobie już sama, ale obie lubimy wieczorne czytanie na głos. I znowu książka ta bardzo mi się podobała, znowu była o mnie.

Gdy ją czytałam tym razem, uświadomiłam sobie, że często słyszę w głowie radę starego Beppa Zamiatacza Ulic, jak zamiatać.

- Widzisz, Momo – mówił na przykład – to jest tak: czasem człowiek ma przed sobą dlugą ulicę; myśli, że ona jest okropnie długa, że nikt nie poradzi sobie z tą pracą. - Przez chwilę w milczeniu spoglądał przed siebie, potem ciągnął: - Wtedy człowiek zaczyna się śpieszyć. I śpieszy się coraz bardziej. Ile razy spojrzy, widzi, że nie ubywa przed nim ulicy. Więc wytęża się, zaczyna się bać, wreszcie nie może złapać tchu i ustaje. A ulica wciąż jeszcze biegnie przed nim. Tak nie można postępować.
Znów się zastanawiał. Potem ciągnął calej:
- Nie wolno myśleć naraz o całej ulicy, rozumiesz? Trzeba myśleć tylko o następnym kroku, o następnym oddechu, o następnym machnięciu miotłą. I zawsze tylko o następnym. - I znowu zastanawiał się, zanim dodał: - Wtedy to sprawia przyjemność; to jest ważne, wtedy wykonuje się dobrze swoją pracę. Tak powinno być.
I po dłuższej przerwie mówił:
- Nagle człowiek spostrzega, że krok po kroku zamiótł całą ulicę. Wcale nie zauważył, kiedy to zrobił, i nie stracił tchu. - Kiwnął głową i zakończył: - To jest ważne.”

Fragment ten utkwił mi w pamięci, choć wcale o tym nie wiedziałam. Tak właśnie staram się zamiatać realnie i „zamiatać” symbolicznie. Bez pośpiechu i... z przyjemnością. Bo sam ruch i oddech mo sprawiać przyjemność, tak samo jak powolne zaprowadzanie ładu, składanie kawałków rzeczywistości w całość. Pośpiech zabrania głębiej odetchnąć i odbiera przyjemność.

Momo” jest książką o szarych panach – złodziejach czasu. Przekonują ludzi, aby wszystko robili jak najszybciej i jak najsprawniej, dzięki czemu oszczędzają czas. Jednak cały zaoszczędzony czas bezpowrotnie przepada – kradną go szarzy panowie, którzy tylko dzięki niemu mogą istnieć. A ponieważ zawłaszczają coraz więcej ludzkiego czasu (wyrywając go z ludzkich serc, gdzie jest jego miejsce), rosną w siłę. I zatruwają czas dymem ze swoich popielatych cygar.

Gdy miałam kilkanaście lat, prowadziłam zeszyt z cytatami, które wywarły na mnie szczególne wrażenie. W zeszycie tym jest cytat o zatruwaniu czasu przez szarych panów:

Z początku nie zauważa jej (choroby) się prawie. Pewnego dnia człowiek nie ma ochoty nic robić. Wszystko przestaje go interesować, nudzi się. Ale ta niechęć nie mija, pozostaje w nim i powoli wzrasta. Staje się coraz gorsza z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Człowiek czuje się coraz bardziej osowiały, coraz bardziej odczuwa wewnętrzną pustkę, jest coraz bardziej niezadowolony z siebie i ze świata. Później nawet to uczucie stopniowo znika i nie odczua już nic. Staje się obojętny i szary, cały świat wydaje mu się obcy i przestaje go obchodzić. Nie istnieje już gniew ani zachwyt, ludzie nie umieją się cieszyć ani martwić, zapominają, co to śmiech i płacz. Potem człowiek czuje wewnętrzny chłód, nie może już nikogo ani nic kochać. Kiedy to następuje, choroba jest już nieuleczalna. Nie ma już ratunku. Ludzie pędzą gdzieś z pustymi, szarymi twarzami, upodabniają się do szarych panów. Tak, stają się nimi. Ta choroba nazywa się śmiertelną nudą”.

Pośpiech i śmiertelna nuda. Śmiertelna nuda i pośpiech.

Jak udaje się szarym panom przekonać ludzi, by oszczędzali czas zamiast się nim cieszyć? Otóż szary pan zjawia się w odpowiednim momencie, wtedy gdy człowiek ma wrażenie (co zdarza się przecież każdemu), że jego życie nie ma sensu, i że gdyby tylko mógł, przeżyłby je całkiem inaczej. Gdyby tylko miał więcej możliwości, pieniędzy, czasu... I szary pan wtedy podlicza, na co człowiek zużywa swój czas: na jedzenie, spanie, rozmowy z sąsiadami, odziedziny u ukochanej, pracę... Szary pan podlicza sekundy poświęcone na te wszystkie czynności i mówi: to jest czas zmarnowany, utracony! I mami: jeśli zaczniesz teraz oszczędzać czas, masz jeszcze szansę żyć zupełnie inaczej. Kiedyś, za jakiś czas, w przyszłości.

Szarzy panowie przekonują ludzi, że wszystko co ci robią, nie ma żadnej wartości. Odzierają ze znaczenia całe dotychczasowe życie.

A Momo? Momo jest dziewczynką, która potrafi uważnie słuchać, dlatego szarzy panowie nie są w stanie i jej oszukać. Momo wie, co się dzieje z zaoszczędzonym czasem. Dziewczynka trafia też do mistrza Hory i ma okazję obejrzeć przepiękne Kwiaty Jednej Godziny. Od tej pory potrafi słyszeć ich wspaniałą muzykę. Przeczytajcie.

A jednak wciąż myślę z irytacją o sposobie, w jaki moja córka idzie do szkoły: powoli, zygzakiem (skręca z drogi przez park to w prawo, to w lewo...), podśpiewując pod nosem. Tak jakby nie istniał dzwonek brutalnie oznajmiający godzinę ósmą rano.

No ale w tamtej chwili naprawdę nie istnieje.