z
dziewczyny w deszcz na starą
kobietę
za łańcuchem Wyjechała
Nie
mieszkała
Nie
spotkali się nigdy – Wiktor
Woroszylski
Rozstaje to miejsca
magiczne, a ich magia wiąże się z liczbą 3. Pierwsza droga
rozciąga się za nami, tą przyszliśmy. A przed nami dwie różne
drogi. Przez jakiś czas po prostu szliśmy. Może byliśmy
zadowoleni z naszej drogi, a może oczekiwaliśmy odmiany losu.
Jednak nie pozostawało nam nic innego niż iść naprzód.
A na rozstajach
przystajemy. Wahamy się, zastanawiamy. Którą drogę wybrać?
Czasami oglądamy się za siebie szukając rady w przeszłości. Albo
zdajemy się na ślepy los. Umawiamy się sami ze sobą, że jeśli
wyciągniemy dłuższą trawkę, skręcimy w lewo. Prosimy wróżkę,
by zajrzała w przyszłość. Bywa, że mamy przy sobie mapę.
Słuchamy podpowiedzi, dobrych i złych. Złych jak w rosyjskiej
bajce o dwóch siostrach, które rada Kukawki-Złoślawki („Kuku!
Kuku! Moje drzewo! Skręć dziewczyno teraz w lewo!”) zawiodła
wprost w łapy niedźwiedzia. Decyzja nie zawsze jest łatwa.
Wypisujemy z jednej strony kartki konsekwencje wyboru danej ścieżki,
a z drugiej strony – konsekwencje wyboru innej.
Nasze drogi są pełne
rozstajów. Niektórych wcale nie zauważamy, tak oczywisty wydaje
nam się wybór. Są tacy, co twierdzą, że przeznaczenie nas
prowadzi. Ja jednak sądzę, że na rozstajnych drogach podejmujemy
jakieś decyzje i żegnamy odrzucone możliwości. Być może gdzieś
istnieją równoległe rzeczywistości, do których zaprowadziłyby
nas inne drogi. Nigdy ich nie poznamy.
Wybierając żyjemy, a jednocześnie pozwalamy umrzeć niewybranym drogom.
Osoby, którym trudno
jest zrobić krok w jedną bądź drugą stronę, obawiają
się stracić którąś z możliwości. Chciałyby pójść obiema
drogami i nie pożegnać żadnej. Jeżeli rozstaje są problemem do
rozwiązania, to wybór drogi jest rozwiązaniem. A każde
rozwiązanie zawiera w sobie stratę, bo rezygnujemy z innego
rozwiązania.
Czasem zastanawiamy
się, co by było gdyby, że może lepiej by się wszystko ułożyło...
Wtedy jesteśmy w stanie żałoby po niewybranej drodze. Jeszcze nie
chcemy pozwolić umrzeć tamtej możliwości.
Uczę się myśleć, że
wszystkie moje decyzje były słuszne. Że zawsze postępowałam
najlepiej, jak mogłam, będąc taka jaka byłam i wiedząc to, co
wtedy wiedziałam. Wybrałam więc drogę akceptacji dla własnych
decyzji. Nie chcę już się tłumaczyć ani udowadniać, że właśnie
tak było najlepiej. Ani usprawiedliwiać, bo przecież można było
inaczej. Nie dziwi mnie, że na rozstajnych drogach budowano
kapliczki i stawiano figury świętych. Potrzebujemy błogosławieństwa
dla naszych wyborów.
Tak naprawdę nie
możemy nie wybrać. Na rozstajach możemy być tylko przez jakiś
czas. Jeśli nadal się wahamy – wybieramy stan zawieszenia,
oczekiwania, a opuszczamy drogę dążenia.