środa, 5 czerwca 2013

Bo ja cię utrzymuję


Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej –
Wisława Szymborska

Prababcia moich dzieci całe życie krzątała się wokół pradziadka, swojego męża. Kiedy on – taki gruby – wchodził do kuchni, rozsiadał się wygodnie i oznajmiał: „jestem głodny”, ona – taka chuda – natychmiast podrywała się i szykowała mu jedzenie. Ale nadszedł czas, gdy na jego „jestem głodny” zaczęła odpowiadać: „to sobie zrób”. Co się zmieniło? Ano dostała rentę. Niewielkie, ale regularnie wypłacane pieniądze. Własne. Kiedyś wybraliśmy się do niej w gości na rowerach i po drodze nazbieraliśmy grzybów. Babcia natychmiast nas ostrzegła: „ale ja tego suszyć nie będę”. Nie oczekiwaliśmy, że będzie. Po prostu stała się asertywna do bólu.

Przekonania typu: ja cię utrzymuję, więc ja decyduję, ty nie zarabiasz, więc mogę cię lekceważyć – są uznawane za jeden z przejawów przemocy psychicznej. W jak wielu rodzinach obecna jest taka przemoc?

W głębi duszy rozumiem babcię. Praca zawodowa oznaczała dla mnie, że powinnam mieć więcej praw i szacunku. Stanowiła przepustkę do równorzędności i partnerstwa. Skoro pieniądze dają władzę również w związku, chciałam, by część tej władzy przypadła mnie.

Przychodzą jednak chwile, gdy marzę o tym, by spokojnie zająć się domem i dziećmi. Ale (gdyby teoretycznie w ogóle było to możliwe) bałabym się, że moja niezarobkowa praca zostałaby uznana za nieistotną, przezroczystą. Tak, boję się tego, że brak pieniędzy oznaczałby mniejsze prawa. Boję się przemocy.

Większość znanych mi kobiet będacych matkami pracuje zawodowo. Większość z nich zarabia jednak mniej od swoich partnerów. Niektóre zdają się przeżywać dwa życia naraz, z podwójną intensywnością i zmniejszoną o połowę ilością snu.

Trudno jest osiągnąć symbol znaczenia i szacunku, jakim są pieniądze, nie oddając części „przezroczystych” obowiązków. Praca zarobkowa kobiet ma je zbliżać do partnerstwa w związku, a tak naprawdę bez partnerstwa oznacza pracę na dwóch etatach. Przy tym rzadko gwarantuje wystarczającą niezależość finansową, by nie potrzebować wsparcia drugiej osoby (trzeciej, czwartej...).

Zastanawiam się, czy szacunek można kupić. Coraz częściej myślę, że szacunek ten i związane z nim partnerstwo są podstawą udanego związku, niezależnie od tego, kto pracuje, a kto nie, i kto ile zarabia. Przekonanie, że władzę w związku trzeba sobie kupić, by czuć się bezpieczną, wynika z głębokiego braku zaufania do drugiej osoby.

A praca zawodowa obu partnerów ma o tyle sens, że jest bezpieczniejsza dla rodziny – rzadko kiedy oboje jednocześnie zostają bez zarobków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz