czwartek, 19 stycznia 2012

Matka śpi z dzieckiem!

A ojciec na kanapie! To fatalnie! To znaczy, że ona o niego nie dba. Stawia dziecko przed mężem. Używa dziecka jako usprawiedliwienia, by nie wypełniać obowiązków małżeńskich. W takim razie łatwo zrozumieć jego ewentualną zdradę lub odejście. Po co mu taka żona?

Kobieta-modliszka, której mężczyzna był potrzebny tylko do zrobienia dziecka. Kobieta-mamuśka, która poza dzieckiem świata nie widzi. Kobieta-zaburzona, która zamiast zająć się rozwiązywaniem własnych problemów i problemów w relacji z mężem, woli schować się w bezpieczną bliskość z maleńką istotką.

A on? On czeka, aż żona zmądrzeje i przypomni sobie, że jej miejsce jest przy nim. Aż zrozumie, że to on jest ważniejszy od dziecka. Że relacja między mężem i żoną jest ważniejsza niż relacja między matką i dzieckiem.

Tak brzmi najczęściej snuta opowieść. Rzadko bierze się pod uwagę inne możliwe scenariusze. Taki np., że obojgu ta nocna geografia odpowiada. Ona lubi spać z dzieckiem. Dziecko często się budzi, dzięki wspólnemu spaniu ona nie musi wstawać za każdym razem i jest jest w ciągu dnia pogodniejsza i jako-tako wyspana. Maleństwo śpi spokojniej, ponieważ z bliskości mamy czerpie poczucie bezpieczeństwa. Ojciec dzięki ewakuacji na kanapę, nie bierze udziału w nocnych pobudkach. Odczuwają dość pogody i wzajemnej czułości, by zadbać o bliskość. Seks w łóżku (i pod kołdrą) nie jest dla nich jedyną opcją.

Kolejny scenariusz może być taki, że ona chce spać z nim. Ale ponieważ dziecko wymaga intensywnej nocnej opieki, ma kolki, trzeba je nosić, masować brzuszek, on wolał przenieść się do drugiego pokoju na kanapę. Dzięki temu on się wysypia i jest w stanie skoncentrować się w pracy. Ona ma o to żal, ponieważ nocne pobudki, z którymi sama musi sobie radzić, wyczerpują ją.

Bywa i tak, że wszyscy śpią razem, rodzice, młodsze dziecko, starsze dziecko oraz 2 koty, i wszyscy są zadowoleni. I nikomu nic do tego.

Scenariuszy może być wiele. Ważne jest tylko to, czy wszystkie zaangażowane strony są z takiego scenariusza zadowolone. Jeśli tak, należałoby się od nich kulturalnie odczepić. Odłożyć na bok wiedzącą lepiej normę. Jeśli nie, to mamy do czynienia z konfliktem w małżeństwie. Ale czy zawsze wina leży wyłącznie po stronie kobiety?

Są faceci, którym bardzo zależy na spaniu z żoną, bez dziecka. Niektórzy z nich, rozumiejąc jej zmęczenie, angażują się w nocną opiekę nad maleństwem. Można się umówić, by wstawać na zmianę. Jeden ze scenariuszy mógłby wyglądać tak, że on przynosi jej dziecko do karmienia, a następnie odnosi je do łóżeczka. Grunt żeby się dogadać!

Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że pojawienie się dziecka (i to nie tylko pierwszego) stawia całą rodzinę w sytuacji kryzysu.

Swojego czasu poruszył mnie stary, dobry poradnik „Żyć w rodzinie i przetrwać” R. Skynnera i J. Cleese. Przeczytałam tam: „Przed przyjściem na świat dziecka każde z małżonków swobodnie mogło przeznaczyć dla partnera całą posiadaną przez siebie zdolność do świadczenia wsparcia emocjonalnego. Ale teraz niemowlę zaczyna potrzebować od matki miłości i opieki w ogromnych ilościach. To zaś narzuca jej określone wymagania i oznacza, że z kolei ona potrzebuje, żeby mąż kochał ją i wspierał nawet bardziej niż zwykle. Jednak tak dużo daje dziecku, że często nie jest w stanie mu się odwzajemnić - dla niego pozostają tylko znikome resztki. A zatem on jest pozbawiony swojego normalnego wsparcia emocjonalnego w sytuacji, gdy żona potrzebuje od niego w tym względzie więcej niż kiedykolwiek przedtem.”

Jakie to prawdziwe. I jakie trudne. I jak mocno dotyczy obojga rodziców.

Dalej czytamy: „Po urodzeniu dziecka życie rodzinne organizuje się zwykle tak, że tata zapewnia mamie wszystko, co jest jej potrzebne do życia w okresie, gdy niemowlę pochłania tyle czasu i uwagi. Teraz tata musi zacząć ściągać ją z powrotem na dawne miejsce, musi odzyskać ją dla siebie, żeby było jak przedtem. Żeby tych dwoje jako para małżeńska mogło znów uplasować swój związek na pierwszym miejscu”. Tych kilka zdań przyniosło mi ogromną ulgę. Bo mimo że książka została wydana ponad 20 lat temu, wciąż rzadko słyszy się takie treści. Że to on powinien ją odzyskać, a nie ona jego.

A z czym wiąże się tradycyjne przekonanie o winie kobiety? Mężczyzna wchodzący w rolę dziecka. To ona ma zadbać o potrzeby pozostałych członków rodziny, zarówno o potrzeby maluchów, jak i męża. A on – tak jak dziecko, powinien czekać na zaspokojenie. Właściwie nawet bardziej niż dziecko, bo przecież to on ma być dla żony najważniejszy.

A jednak oboje partnerzy są dorośli. Oboje powinni zadbać o dziecko (które jako jedyne w tym układzie absolutnie nie jest w stanie samo o siebie zadbać) i oboje powinni zatroszczyć się o swoją relację. I jeszcze jedno: więcej dawać powinna ta strona, która więcej ma, która akurat w danym okresie jest bardziej wyspana, mniej przytłoczona obowiązkami. Przecież to takie oczywiste. Więc czemu tak rzadko to słyszę?

5 komentarzy:

  1. Tekst również o nas... :)
    Swego czasu moje spanie z dzieckiem (a Młoda była wtedy jeszcze naprawdę malutka) zostało tak właśnie negatywnie ocenione - że kręcę bat na swój związek (prosta droga do rozwodu) oraz wychowuję upośledzoną społecznie istotę, która nie będzie umiała oderwać się od matczynego cycka i żyć z innymi ludźmi. To wszystko zostało wywnioskowane z jednego zdania - "śpię z Młodą bez męża".
    Bardzo, bardzo mnie to zabolało, choć w sumie nie powinno, bo niby czemu, skoro nam taki układ odpowiadał i odpowiada z różnych względów.
    Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowiedziałaś się, że jakby co, to jesteś winna problemom w małżeństwie, ty na pewno i już... No i z tym wychowywaniem społecznie upośledzonych istot to druga sprawa - i druga bzdura :)

      Usuń
    2. A najśmieszniejsze jest to, że tak zostałam oceniona przez młode dziewczyny - bezdzietne - potencjalne matki. Nie przez przysłowiowe wszystkowiedzące babcie czy ciocie, tylko właśnie młode laski, które dowodziły, jaki destrukcyjny wpływ na nas i dziecko ma takie postępowanie.
      W przełknięciu tych hmm... oskarżeń pomogła mi jedna rzecz - ja też kiedyś tak uważałam. Może nie na tyle, by kogoś otwarcie krytykować i wytykać mu "błędy wychowawcze", ale owszem - miałam mocne postanowienie niespania z dzieckiem. Życie jednak weryfikuje takie teoretyczne piti pitu ;) I dobrze :)

      Usuń
    3. No bo to jest przekonanie wrośnięte w naszą kulturę, tak zostaliśmy wychowani. Żeby od takiego myślenia odejść, trzeba po pierwsze doświadczyć na sobie, jak destrukcyjny jest ten sposób myślenia, i po drugie mieć wystarczająco otwarty umysł, żeby poddawać w wątpliwość.

      Usuń
  2. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń