środa, 4 grudnia 2013

Żywa woda, martwa woda

Woda jest moim żywiołem. Śni mi się na najróżniejsze sposoby: jako wartki, spieniony strumień połyskujący w promieniach słońca, tak piękny, że aż zapiera dech; jako trudna do przebycia rzeka; jako niepokojąco ciche i nieruchome morze; jako jezioro, w którym nurkuję i nie potrafię wypłynąć na powierzchnię; jako mroczna woda spływająca po bruku. Na jawie bardzo lubię pływać. Największą przyjemność sprawia mi przepłynięcie na drugi brzeg jeziora. Płynę żabką, nie zanurząjąc głowy, zgrywając ruchy rąk i nóg z oddechem. Ludzie zostają daleko, widzę otaczający jezioro las i niebo nad głową. Lubię odczucie towarzyszące rozgarnianiu wody, dotyk powierzchni jeziora na skórze, różnicę pomiędzy wodą i powietrzem, a także gdy woda jest cieplejsza na powierzchni i chłodniejsza głębiej. Lubię świadomość, że mam dość sił, by płynąć tylko dzięki prawności moich mięśni. Pierwszą córkę urodziłam w wodzie.

Woda jest moim żywiołem. Może dlatego pociąga mnie w bajkach motyw żywej wody. Kojarzy mi się z przyjemnością czerpaną z seksu, z wodami płodowymi, z fascynacją naukowców odkrywających ślady wody na innych planetach: może tam jest, może było kiedyś... życie. Żywą wodę trudno zdobyć, wymaga to czasu i cierpliwości albo posiadania specjalnych mocy. Trzeba po nią iść na koniec świata, do odległego źródła. Leczy ciężko chorych, a nawet przywraca życie umarłym. Szczególnie podoba mi się polska bajka (musi gdzieś być w całym tym moim bałaganie, ale nie wiem gdzie, a tytułu nie pamiętam) o synu szukającym żywej wody, aby ocalić umierającego ojca. Drogocenne lekarstwo znajduje się w zamku strzeżonym przez trójgłową bestię. Chłopcu udaje się ułaskawić głowy bestii pozyskanymi wcześniej podarunkami. Głębiej w sali siedzi piękna dziewczyna i rozpaczliwie płacze. Bohater bajki musi podjąć decyzję: jeśli weźmie stojący na stoliku flakonik z żywą wodą, ocali ojca, ale dziewczyna umrze; jeśli podejdzie do dziewczyny, nie dostanie żywej wody. Chłopiec chce wziąć flakonik, jednak kierowany empatią, odruchem serca, podbiega do dziewczyny i ociera jej chusteczką łzy. Wtedy znikają bestia i flakonik. Bohater zabiera dziewczynę do domu, a gdy stają nad łożem umierającego ojca, dziewczyna wyciska z chusteczki łzy – i okazuje się, że to właśnie jest żywa woda, która uzdrawia ojca. Chłopiec zdobył ją dzięki temu, że z niej zrezygnował. Okazało się, że żywa woda tryska tam, gdzie jest dbałość, wrażliwość i troska. Drugi człowiek nie może być środkiem wiodącym ku niej.

Podoba mi się też bajka o żabie, która wypiła całą wodę na ziemi. Siedziała potem nadęta i miała w nosie spękaną ziemię i spragnione zwierzęta. Wiecie, jak wygląda nadęta żaba, prawda? Na szczęście węgorze uratowały świat przed zagładą rozśmieszając żabę swoimi śmiałymi wygibasami tak, że ta nie mogła wytrzymać, ryknęła śmiechem - i wypluła całą zagarniętą wodę.

Chichocząca wesoło żaba prowadzi z kolei moje myśli ku bogince Baubo. Choć czytaliśmy mity greckie, to jednak o Baubo nie uczyliśmy się w szkole. Również w tej opowieści światu grozi zagłada z powodu suszy i nieurodzaju. Ich przyczyna tkwi w rozpaczy Demeter, która odmawia jedzenia i picia po tym, jak Hades porwał i zatrzymał w podziemnym świecie jej córkę Persefonę. Baubo – boginka śmiechu i swawoli – postanawia pocieszyć Demeter. „Przemawiająca spomiędzy nóg” nie ma głowy, patrzy sutkami i mówi waginą. Clarissa Pinkola Estes w „Biegnącej z Wilkami” tak opisuje tę chwilę:

W istocie tańcząca żeńska postać była zaczarowana; nie miała głowy, jej oczami były sutki, a pochwa ustami. To właśnie te usta zaczęły opowiadać Demeter zabawne, rubaszne historyjki. Demeter najpierw się uśmiechnęła, potem zaczęła chichotać, aż wybuchnęła śmiechem z głębi brzucha. Śmiały się razem, mała brzuchata boginka Baubo i potężna Matka-Ziemia, Demeter.

Śmiech wydobył Demeter z rozpaczy i dał jej siłę do dalszych poszukiwań. W końcu z pomocą Baubo, starej Hekate i boga słońca, Heliosa, odnalazła swą córkę. Persefona została zwrócona matce. Cały świat, ziemia i łona kobiet znów zaczęły rodzić.

[…] Mała brzuchata boginka Baubo podsuwa interesującą myśl, że trochę rubasznego humoru może dopomóc w przełamaniu depresji. To prawda, że może tego dokonać pewien rodzaj śmiechu, który budzą te wszystkie kobiece opowieści — opowieści czasem tak wulgarne, że aż niesmaczne. Te opowieści pobudzają libido. Rozpalają w kobiecie ogień, przywracają zainteresowanie życiem. Właśnie tego nam trzeba — brzuchatych boginek i śmiechu z głębi brzucha." Wspaniałym zbiorem rubasznego, babskiego humoru jest komiks Marjane Satrapi „Wyszywanki” - polecam.

Jest też martwa woda. O zwyczajach z nią związanych, powszechnych na Ukrainie, przeczytałam w tekście Pochowana prawda. Martwa jest woda, którą obmywano nieboszczyka. Martwe są też ludzkie łzy wyniesione przez wiedźmę z cmentarza. Taką wodę „wylewa się na próg, pod dom, na granicę gospodarstwa lub w inne miejsce, tak by zaszkodzić osobie, która przez nią przestąpi”. A więc znowu łzy. Jednak tym razem nie człowiek jest celem, złodziej łez nie ociera ich po to, by pocieszyć, lecz aby komuś innemu zaszkodzić. Płaczący człowiek jest używany jako środek prowadzący do celu. Jako producent drogocennych łez. I sądzę, że nawet gdyby cel był szczytny, taka woda musiałby być martwa.

I tak te skojarzenia płyną, jak woda. Od otartych, życiodajnych łez po rubaszne żarty, które ratują świat od suszy. Żywa woda to troska, chęć pocieszenia, zamiany płaczu w śmiech. Przyjemność czerpana z seksu, wody płodowe i fascynacja naukowców, gdy na odległej planecie odkryją ślady wody...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz