Słyszałam
kiedyś taki kawał. Pewna kobieta miała siedmiu synów i wszystkim
dała na imię Witek. Przyjechał do niej dziennikarz i pyta: to taka
ciekawa decyzja, ale dlaczego właściwie dała pani wszystkim swoim
synom tak samo na imię? A wie pan, to bardzo wygodne. Wołam na
przykład: Witek, obiad! - i wszyscy przybiegają. Albo wołam:
Witek, umyj zęby! - i wszyscy przybiegają. No dobrze, dobrze, ale
jak pani chce z którymś porozmawiać tak bardziej indywidualnie, to
co wtedy? A jak indywidualnie, to wtedy, proszę pana, wołam po
nazwisku.
Czterdziestka
na karku (no, prawie), wiek średni, wokoło mnie sporo znajomych
jest w trakcie albo już po rozwodzie. Niektóre koleżanki wracają
do swoich panieńskich nazwisk, z radością, z uczuciem ulgi,
z nadzieją uwolnienia się, powrotu do siebie, do własnej, pojedynczej
tożsamości. A jeśli mają dzieci i zwiążą się z kimś innym,
to jest jak w prawdziwej patologicznej rodzinie – każdy ma inne
nazwisko. Oczywiście o tej patologicznej rodzinie piszę ironicznie,
po pierwsze dlatego, że wciąż jednak takie skojarzenie się
nasuwa, a po drugie dlatego, że wcale nie wierzę w jego słuszność.
Jedno
wspólne nazwisko dla wszystkich członków podstawowej komórki
społecznej – rodziny. Dla męża i taty, żony i mamy, i dla
dzieci. Wtedy wszyscy wiedzą, na czym stoją. Nawet moja 5-letnia
córka świetnie sobie z tego zdaje sprawę. Gdy wyjątkowo nie ja
prowadziłam samochód, lecz mój kolega, oznajmiła: teraz jest tak,
jak być powinno, mężczyzna prowadzi.
Wspólne
nazwisko oznacza też zlanie się dwóch odrębnych bytów w jeden.
Tworzy się wspólna tożsamość. Oczywiście że tak, o to też
chodzi, po to się wiążemy, a nawet nie da się inaczej. Rachel
Cusk, autorka książki „Po. O małżeństwie
i rozstaniu” mówi o tym tak: „Myślałam, że to
będzie miejsce, do którego wejdę i zachowam w nim
siebie, i że jeśli kiedyś zdarzy się, że będę musiała z niego
wyjść, to wyjdę z niego razem z tym swoim ja, które pozostanie
nietknięte. Okazało się, że bardzo się myliłam (…) w
momencie, w którym zawierasz małżeństwo, przestajesz istnieć.
Nie ma jakiegoś ja, jest tylko ta nowa, wspólna tożsamość i nie
można, ot tak, któregoś dnia tego procesu cofnąć. Stajesz się
kimś zupełnie innym. Nieodwracalnie”.
Podobnie
to odczuwam. I myślę, że zmiana nazwiska przez kobietę jeszcze tę
utratę tożsamości przyklepuje. Nie potrafię ocenić, czy to
dobrze czy źle. Czy sprzyja trawłości małżeństwa i poczuciu
szczęścia tworzących je osób. Jest to rodzaj odcięcia korzeni,
pożegnania przeszłości w momencie ślubu. Później, dopóki
małżeństwo trwa, niewiele już się o tym myśli.
A
jeśli nie trwa? „Po” można wrócić do panieńskiego nazwiska,
chociaż przecież już nie jest się tamtą kobietą. Można
zostawić sobie nazwisko męża, zwłaszcza jeśli jest to również
nazwisko dzieci. Można też po jakimś czasie znowu wyjść za mąż
– i co wtedy? To jak w „Solaris” Lema: wciąż ta sama
dziewczyna przychodzi po raz pierwszy i ma na sobie sukienkę bez guzików ani
suwaka, którą musi rozpruć, bo inaczej nie może jej zdjąć. Nie,
to przecież niemożliwe.
Fantazjuję
o świecie, w którym dziewczynki dziedziczą nazwiska po matkach, a
chłopcy po ojcach, zaś w dniu ślubu nikt nazwiska nie zmienia.
Taka fantazja przynosi mi ulgę.
kiedy pracowałam w ośrodku dla uchodźców odkryłam, że żadna przebywająca tam kobieta nie ma nazwiska po mężu (kraje takie jak: gruzja, palestyna, afganistan) - wszystkie mają nazwiska po ojcu, dzieci również otrzymywały nazwiska po ojcu. wpadłam wtedy na pomysł (byłam w okresie narzeczeństwa), że również zostawię swoje nazwisko - między innymi z chęci podkreślenia własnej odrębności. Co ciekawe najbardziej protestowała przeciwko tej decyzji moja własna matka (strażniczka patriarchatu?) Pod słowami Rachel Cusk - podpisuje się rękami i nogami - nie wiem kim bym była, gdybym musiała rozstać się z mężem. Ponieważ jest to mój pierwszy komentarz na twoim blogu, i mój pierwszy dzień na twoim blogu - dziękuje, że piszesz - będę tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) I ja będę zaglądać na Blowminder z ciekawością.
OdpowiedzUsuńZ tym nazwiskiem ojca to ciekawe! Ale dzieci w tych krajach otrzymują nazwiska po swoim ojcu czy po ojcu matki?