sobota, 14 grudnia 2013

Bez metod wychowawczych

Każdy rodzic może sobie naturalnie postawić pytanie: Czy woli mieć dziecko zdrowe duchowo, czy też dziecko posłuszne? Bo nie da się mieć obu tych rzeczy naraz! - Jesper Juul

Zostałam wychowana zgodnie z powiedzeniem, że ryby i dzieci głosu nie mają. Nie decydują, lecz słuchają dorosłych, którzy są przecież starsi i mądrzejsi. Nie sprawiają też kłopotów: nie chorują za dużo, nie krzyczą, dobrze się uczą. Ale nade wszystko są posłuszne. Czas na własne wybory przyjdzie dopiero wtedy, gdy dorosną i będą potrafiły się same utrzymać. Z pierwszym powiedzeniem wiąże się też drugie: co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie. 

I choć oba powiedzonka były przytaczane zawsze żartobliwie, to jednak naprawdę wkroczyłam w dorosłe życie z przekonaniem, że dzieci powinny być posłuszne. Wydawało mi się, że posłuszne dziecko stanowi dowód kompetencji wychowawczych rodzica. Taki rodzic najwyraźniej wie, jak należy postępować.

Myślenie o wychowaniu koncentruje się przeważnie właśnie na tym, co zrobić, by dzieci postępowały tak, jak sobie tego życzą dorośli. Jest wiele wytycznych, jak to osiągnąć. Najczęściej mówi się o spójnym systemie kar i nagród, przy czym kary muszą być koniecznie egzekwowane, a dorośli konsekwentni i jednomyślni. I choć ten zestaw wytycznych z czasem przestał mi odpowiadać, to nadal szukałam jakichś - choć innych - metod wychowawczych. Widzę, że nie jestem w tym odosobniona, rodzice zaniepokojeni zachowaniem swoich dzieci na ogół pytają o sposoby. Mówią: próbowaliśmy już tego, tego i tego, ale nic nie działa.

Jak to wymownie ujął Alfie Kohn: "I kara, i odmowa miłości komunikują dzieciom, że jeśli robią coś, co się nam nie podoba, to my, aby wymusić na nich zmianę zachowania, zadamy im cierpienie".

Od 3 lat czytam Agnieszkę Stein, a od roku też Jarka Żylińskiego i moje myślenie powoli się zmienia. To nie metody są najważniejsze, ale uczucia i potrzeby. I relacje, począwszy od relacji z samą sobą, gdy pytam siebie: co czuję i czego potrzebuję? Następnie są to relacje z innymi ludźmi, też z dziećmi, gdy pytam ich o to samo albo po prostu uważnie patrzę. Sądzę teraz, że serdeczne zainteresowanie i próba zrozumienia to jedne z najlepszych prezentów, jakie można dać drugiemu człowiekowi. 

Gdy zajrzymy w swoją duszę i w duszę dziecka, może się okazać, że nie chcemy już wymuszać posłuszeństwa. Metody okażą się drugorzędne. Jak to ujęła pewna mama: zachowanie mojego syna w zasadzie się nie zmieniło, ale zmieniło się moje myślenie i teraz mam wszystko ogarnięte. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz