środa, 1 lutego 2012

Trzeba marzyć

Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć, i zjawiła się miłość, trzeba marzyć.
Jonasz Kofta

Pewnego razu do rabina przyszedł Żyd i powiedział: „Rebe, żona mnie zdradza, więc chcę się z nią rozwieść. Mam rację?” A rabin na to: „Masz rację”. Niedługo potem przyszła Żydówka i powiedziała: „Rebe, mąż chce się ze mną rozwieść, ale my mamy przecież pełno małych dzieciaczków, które trzeba wyżywić. Więc on nie może się rozwieść. Mam rację?” A rabin na to: „Masz rację”. Obie te rozmowy usłyszał uczeń rabina i powiedział: „Rebe, jak to jest? Przecież oni oboje nie mogą mieć racji!” A rabin na to: „Wiesz, ty też masz rację”.

Skoro rabin może, to ja też. Wcześniej pisałam, że warto żyć w teraźniejszości („Dzisiaj”), a ten tekst będzie o tym, że warto marzyć.

Bycie „tu i teraz” pozwala nam poczuć siebie. Tylko czując możemy odpowiedzieć sobie na pytanie: „czy jest mi dobrze?” Jeśli odpowiedź brzmi: „tak”, zostajemy. Bywa inaczej, koncentracja na chwili obecnej jest bolesna. Wtedy możemy zacząć marzyć. Marząc oddalamy się od świata, płyniemy ponad powierzchnią ziemi. To przynosi ulgę. Przerzucamy też most pomiędzy teraźniejszością a możliwą przyszłością, pomiędzy rzeczywistością i złudzeniem.

Czasami marzymy o rzeczach, które nigdy się nie spełnią, fantazje te sprawiają nam przyjemność i pozwalają chociaż w wyobraźni zaspokoić jakieś ważne potrzeby. Co więcej, czasem nie chcemy, by to, o czym marzymy, ziściło się w rzeczywistości. Ale marzenie nas wzbogaca. Macie takie doświadczenia, gdy w rzeczywistości działo się niewiele, a w duszy – mnóstwo?

Podobno trzeba uważać, o czym marzymy, bo intensywne myśli ściągają wydarzenia i ludzi. Trzeba uważać, o co się prosi los, bo może się to spełnić. Niedawno usłyszałam historię pewnej kobiety. Miała ona męża, który był dla niej całym światem, wszystko kręciło się wokół niego. Jednak odszedł od niej. Wtedy ta kobieta postanowiła sobie, że nigdy więcej, że teraz to facet ma ją kochać i wielbić trzy razy bardziej, niż ona jego. I dostała takiego w prezencie od losu. Jednak już nie są razem, bo wcale jej się to nie spodobało! Tak ją wielbił, że poczuła się jak kotek zagłaskiwany na śmierć. Zmieniła się i jej marzenia się zmieniły.

Nie wiem, ile w tym czarów, a ile naszych zwyczajnych działań. Gdy o czymś często i intensywnie myślimy, łatwiej będzie nam działać w ten właśnie wymarzony sposób. W wyobraźni możemy przymierzać różne role i zastanawiać się, czy nam z nimi dobrze. Uwrażliwiamy się i otwieramy na to, o czym marzymy. Nad marzeniami warto pracować, doprecyzowywać je, żeby działały skuteczniej.

Ale fantazjowanie może uzależniać. Zbyt częste odlatywanie powoduje, że rzadko bywamy tu i teraz. Nie czujemy, że żyjemy. Zostaje lekkość, brak powiązania z rzeczywistością, wewnętrzna pustka. Trudno nam wtedy być w teraźniejszości, nawet gdy jest ona wobec nas przyjazna. A tu i teraz rzadko jest w całości nie do zniesienia, prawie zawsze ma dla nas coś dobrego. Choćby wiatr na policzku wiosną, widok rudego kota wśród kolorowych liści jesienią. Nawet dla tego kłującego deszczu warto dać się psu wyciągnąć na spacer. I czuć.

2 komentarze: