poniedziałek, 13 lutego 2012

Gdy dziecko mówi: ja tu rządzę!

To jedno z tych dziecięcych wyznań (albo wyzwań!), które potrafi doprowadzić rodziców do szewskiej pasji. Dlaczego dzieci tak mówią?

Myślę, że... z miłości. Szanują swoich rodziców, podziwiają i chcą być takie same, jak oni. Uczą się przede wszystkim naśladując ważnych dla siebie dorosłych. Najprawdopodobniej usłyszały wcześniej ten komunikat od nich: musisz słuchać rodziców, to my tu rządzimy. A rodzic wypowiadając tego typu zdanie wprowadza kontekst walki.

Dziecko może w tej sytuacji pokazać rogi i przyjąć wyzwanie. A właśnie że nie! Nie będę słuchać, to ja tu rządzę! Albo może się podporządkować, co oznacza... przegraną. A przegrana wiąże się ze złością na rodzica (jestem posłuszny, dopóki rodzic jest w pobliżu lub tak długo, jak długo boję się kary, którą mógłby mi wymierzyć) albo z niskim poczuciem własnej wartości, zależnością od innych, oczekiwaniem na wskazanie właściwej drogi.

Jak się tak popatrzy, można dojść do wniosku, że najlepsza jest pierwsza możliwość – czyli walka. Choć powszechnie będzie raczej uznawana za porażkę wychowawczą. Walczy to dziecko, które czuje się silne i kochane, które ma nadzieję. Może będzie dla swoich rodziców motorem rozwoju. Wierzy, że zmienią jeszcze swoje postępowanie.

Dziecięce stwierdzenie „to ja tu rządzę!” wyraża również potrzebę zyskania kontroli. Jeśli dziecko jednocześnie często „wpada w histerię” i wciąż ma trudności ze zdążeniem na nocnik – pokazuje to wyraźnie, że kontroli mu brak. Trudno kontrolować siebie, kiedy nie można kontrolować otoczenia.

Słowa mają wielkie znaczenie. To, jakich słów używamy, wpływa zarówno na nasze dziecko, jak i na nas samych. Wystarczy powiedzieć: „chodź, czekam na ciebie”, zamiast: „chodź tu, masz się mnie słuchać!” Nie warto używać wobec dziecka sformułowań, których nie chcemy od niego usłyszeć. Takich jak: ja tu rządzę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz