wtorek, 28 lutego 2012

Czemu lubię Matkę Boską?

Jestem ateistką, nie wierzę w Boga ani w żadnych innych bogów osobowych. Nie sądzę, żeby był to mój wybór: jeśli wiara jest łaską, nie została mi dana. Gdy miałam kilkanaście lat, bardzo chciałam wierzyć, niestety nie potrafiłam. Od lat nie brakuje mi wiary. Nie zostałam zresztą wychowana w żadnej religii, jako małe dziecko nie wiedziałam nawet, że ludzie chodzą do kościoła. Byłam osobą wierzącą w okresie między 11-tym a 14-tym rokiem życia, zostałam wtedy ochrzczona i przyjęłam pierwszą komunię świętą.

Nie lubiłam Jezusa, uważałam, że zanadto się wymądrza („Ja jestem drogą, prawdą i życiem”). Nie podobało mi się też, że umarł za mnie na krzyżu, nie prosiłam go o to, nie chciałam czuć się winna.

Boga lubiłam. Do dziś jednak nie lubię biblijnego mitu o stworzeniu świata, a już zwłaszcza przekleństwa rzuconego przez Boga na Ewę: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci”. Czasem myślę, że brak zaufania personelu medycznego wobec kobiecej mocy rodzenia, a także niepotrzebne przysparzanie cierpień (nakaz leżenia na wznak, rutynowe nacinanie krocza, nadużywanie oksytocyny wzmacniającej skurcze), to echa tamtego przekleństwa. Tak samo jak lęk wielu kobiet przed naturalnym porodem i rosnąca liczba cesarek na życzenie.

Najbardziej lubiłam Matkę Boską. Wydawała mi się ludzka i prawdziwa, miałam wrażenie, że właśnie ona potrafi mnie zrozumieć.

Była kobietą z krwi i kości. Znosiła trudy ciąży. Nie było jej wygodnie na osiołku, lecz na pewno możliwość jechania na jego grzbiecie stanowiła ulgę w porównaniu do wędrówki piechotą. Urodziła dziecko. W stajence. Karmiła je piersią. Warto wstukać w google „Maria lactans” i obejrzeć, ile jest obrazów Matki Boski Karmiącej. Słowa kolędy „bo uboga była, rąbek z głowy zdjęła, w który Dziecię owinąwszy siankiem je okryła” wzruszają mnie do łez.

Była dziewicą i była matką. To najbardziej niezwykła i fantastyczna cecha Marii. Można się w tym połączeniu dopatrzeć krytyki seksualności. Jednak ma ono bardzo głębokie i zdecydowanie przedchrześcijańskie korzenie.

Wojciech Eichelberger w książce pt. „Kobieta bez wstydu i winy” ciekawie pisze o znaczeniu słowa „dziewica”: w języku greckim to „ta, która nie potrzebuje męża”. Wcale nie ta, która nigdy nie uprawiała seksu. W kulturach przedchrześcijańskich istniał rytuał religijny zwany „świętym małżeństwem” (po grecku hieros gamos). „Kobieta, która chciała ubiegać się o przydomek dziewicy, przynajmniej raz w życiu winna była udać się do świątyni Isztar albo Afrodyty i w tejże świątyni oddać się nieznanemu mężczyźnie (…) Dzieci narodzone w wyniku takiego spotkania nazywane były po grecku parthenioi, czyli narodzone z dziewicy i cieszyły się wielkim poważaniem” (za Eichelbergerem).

Wątek dziecka narodzonego z dziewicy pojawia się również w baśniach. Niedawno czytałam córce chińską bajkę o dziewczynie, która myślała, że zjadła rybę, okazało się jednak, że połknęła perłę smoka i w efekcie zaszła w ciążę. Urodziła syna, a gdy musiała zostawiać niemowlę i iść do pracy w polu, karmił je wąż. Ostatecznie syn wyrósł na dobrego smoka, który przegonił z pobliskiego jeziora złego smoka, po czym sam w tym jeziorze zamieszkał. Mieszkańcy okolicznych wiosek wybudowali mu świątynię. Bajka ta pokazuje, że motyw narodzenia z dziewicy niezwykłej istoty o boskiej mocy nie jest zarezerwowany dla chrześcijaństwa, podejrzewam, że wręcz poprzedza chrześcijaństwo. A według Anny Kohli („Trzy kolory Bogini”) wąż i smok symbolizują Boginię, podobnie żywioł wody.

Co ciekawe, niewiele wiadomo o ojcu Marii Panny. Znamy za to jej pochodzenie po kądzieli, matką Przenajświętszej Panienki była święta Anna. Według niektórych przedstawień święta Anna miała trzy córki o imieniu Maria, każdą z innym mężczyzną (za Anną Kohli).

Matka Boska ma wiele cech pradawnej, potrójnej Bogini. Biała, czerwona i czarna – dziewica, matka i śmierć. Dająca i odbierająca życie. Dziewica i matka w jednej osobie? No właśnie! I jest jeszcze Czarna Madonna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz