środa, 25 stycznia 2012

Nie chcę brać gwałtem, chcę być obdarowywana

W filmie „Przyczajony tygrys, ukryty smok” jest taka scena, w której on mówi do niej (cytuję z pamięci): „Gdybym chciał, dawno wziąłbym cię gwałtem, ale wolę być obdarowywany”.

Gdy wchodziłam w dorosłe życie, byłam przekonana, że trzeba walczyć. O swoje granice, o szacunek do siebie, o podział obowiązków domowych. Że nie ma łatwo i że bez walki się nie da. Chyba nawet myślałam, choć dziś się tego wstydzę, że trzeba sobie wychować – męża oczywiście. Z tego co zauważyłam, przeświadczenie o konieczności wychowania drugiej strony jest dość powszechne wśród kobiet, spotkałam się z nim także wśród mężczyzn. Jak nie ubijesz, to nie ujedziesz, powiedziała moja koleżanka. Inna chwaliła  się, że dobrze wychowała swojego męża, i że był podatny na jej oddziaływania jak plastelinka.

Coraz bardziej drażni mnie ten sposób myślenia. Po pierwsze zakłada wyższość wychowującego nad wychowywanym i nawet pewną pogardę wobec niego. Po drugie kładzie całą odpowiedzialność na barki osoby wychowującej. Kobiety często mówią: to twoja wina, że on... powiedzmy, że nie zmywa naczyń. I dalej: ja mojego nauczyłam.

Walka domowa trwa. I spaja związek! Łączy, przyciąga. Myślimy: jeszcze nie udało mi się go nauczyć, ale to moja wina. Na pewno wystarczy znaleźć odpowiedni przycisk. Jeśli spróbuję inaczej – czymś innym zagrożę, mocniej tupnę nogą, będę dłużej milczeć – w końcu się uda.

Owszem, zwycięstwo daje poczucie dumy i siły. Ale szarpanina jest z reguły obustronna, nie zawsze się wygrywa. A przegrana oznacza  upokorzenie.

No i nie wszystko da się wymusić. Bliskość, czułość, troskę, miłość – można dostać tylko i wyłącznie w prezencie. I tylko i wyłącznie w prezencie można dać.

Wierzę, że warto skończyć z wymuszaniem i zamiast tego powiedzieć: chcę, marzę, byłoby miło... To budzi niepewność, bo pozbawiamy się przekonania, że wszystko zależy od nas. Oddajemy inicjatywę, zostawiamy pole. I czekamy. Ale tylko wtedy możemy dostać prezent.

Istnieje jednak pewne ryzyko. Może się okazać, że nie dostaniemy nic. Po prostu nic. I co wtedy? Pustka. Tracimy złudzenia. To boli. Ale może też być początkiem zupełnie nowej drogi.

Ps: Gdy wchodziłam w rolę matki, uważałam, że dziecko powinno mieć precyzyjnie wyznaczone granice i być posłuszne rodzicom. Wciąż stosuję wiele tradycyjnych metod wychowawczych opartych na szantażu i przymusie („Liczę do pięciu i jeśli nie zrobisz tego, to nie będzie bajki”) i trudno mi poza nie wyjść. Ale staram się. W przypadku dzieci na szczęście opcja pustki nie istnieje.

2 komentarze:

  1. nieźle... ;) będziemy stałymi czytelnikami więc uważaj! - widzisz?
    wiesz to trochę jak z pisaniem bloga, piszesz coś czego nikomu nie powiesz z nadzieją że nikt tego nie przeczyta, czytają wszyscy i niby czują się obdarowani ale z drugiej strony czują też że biorą Cię gwałtem! A Tobie taki gwałt również odpowiada... Niestety należy oddzielać to co się do partnera czuje z tym czego się od partnera oczekuje. Tzn jeżeli niezmyte naczynia mają wpływ na uczucia do (nie)zmywającego to źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiu, ależ Ty dużo treści zawarłeś w tych kilku zdaniach!
      Po pierwsze, mówiłam o tym różnym osobom, po drugie, mam nadzieję, że wiele osób to przeczyta, po trzecie, czuję, że obdarowuję, po czwarte, nie czuję się brana gwałtem ;) A co czują odbiorcy, to już inna sprawa: chętnie się dowiem.
      Co do oddzielania uczuć od oczekiwań, chodzi ci pewnie o coś w stylu: "akceptuję ciebie, mimo że nie akceptuję niektórych twoich zachowań"?

      Usuń