piątek, 15 marca 2013

Ktoś musi przegrać, by wygrać mógł ktoś

Porównując się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz gorszych i lepszych od siebie - Desiderata.

Niedawno grałam z pewnym sześciolatkiem w memo. Początkowo przegrywałam, a on się ze mnie wyśmiewał. Powiedziałam, że jest mi smutno, gdy mnie tak wyśmiewa, a wtedy zaczął mi współczuć i oddał część swoich kart. Moje dzieci też mają problem z grami opartymi na rywalizacji. Proszą o pomoc, obiecują, że też pomogą. Nie zbij mojego pionka, a ja nie zbiję twojego. Nie lubią przegrywać i lubią wygrywać. Z rywalizacją jest tak, że skoro jedna osoba wygrywa, inna musi przegrać. Tak samo jest z porównywaniem, a dzieci ciągle są ze sobą porównywane. Jeśli ja najładniej namalowałam, oznacza to, że inni namalowali brzydziej. Wygrywa się zawsze czyimś kosztem.

Sama bardzo lubiłam grać w brydża. Ale nie było dla mnie aż tak ważne, kto wygrał – sama licytacja i rozgrywka stanowiły najbardziej interesujący i wciągający element, a nie fakt wygranej czy przegranej. Pewnie właśnie dlatego lubiłam tę grę.

Jeżeli ktoś lubi wygrywać bardziej niż grać, oznacza to, że ćwiczy się w braku troski o innych. Jeśli przykładamy większą wagę do tego, by nasze dzieci miały same piątki niż do tego, by ciekawiło je to, co robią, również ćwiczymy je w braku troski o innych.

Zawsze podziwiałam ludzi, którzy sami do wszystkiego doszli. Amerykański mit o pucybucie, który stał się milionerem, wciąż działa mi na wyobraźnię. Uważałam, że moje życie zależy ode mnie i że tylko do siebie mogę mieć pretensje, jeśli coś mi nie wyjdzie, i z siebie mogę być dumna, jeśli będzie dobrze. Dziś myślę, że ten mit to oszustwo.

Lekarze twierdzą, że u dziecka w wieku przedszkolnym 8 chorób rocznie przebiegających z gorączką to norma. A więc w sezonie chorobowym, od października do marca, dziecko może chorować raz lub 2 razy w miesiącu. 8 chorób rocznie to 8 tygodni zwolnienia na dziecko. Po 4 tygodnie, jeśli opieką nad chorym dzieckiem dzielą się oboje rodzice. I jeśli mają tylko jedno dziecko. Rodziny, w których matka i ojciec pracują i nie mogą liczyć na wsparcie innych osób (na ogół oczywiście babci) – zwyczajnie się szarpią. A ja być może nie będę w stanie pomóc moim córkom, bo jako babcia mam pracować do 67. roku życia.

Amerykański mit może się sprawdzić tylko wtedy, gdy nie chorujemy i nie mamy dzieci. Albo mamy, ale ktoś inny się nimi zajmuje – najczęściej nasza żona, a my w tym układzie jesteśmy mężczyzną. Jeśli widzimy jakąkolwiek wartość w powoływaniu na świat nowych istnień, musimy dostrzec, że możliwe jest to tylko dzięki wspierającej się wspólnocie. A jeśli wspólnota ma wspierać, nadrzędną wartością nie może być wygrana w wyścigu niektórych jej członków.

2 komentarze:

  1. Ano właśnie. Zawsze powtarzałam, że chciałabym mieć żonę. Taką co dziećmi się zajmie, obiad ugotuje, infekcje przewalczy :)
    Tęsknota za afrykańską wioską gra mi w duszy, odkąd zostałam matką...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ja właśnie zamieniłam mit o pucybucie na mit o afrykańskiej wiosce - ten wydaje mi się teraz dużo bardziej inspirujący :)

    OdpowiedzUsuń