Uważam, że
antysemityzm nie jest pojedynczym symptomem, lecz jednym z elementów
zaburzonego postrzegania świata, w którym Inny jest zagrożeniem.
Antysemita to taki człowiek, który równocześnie występuje
przeciwko Cyganom, homoseksualistom, chorym psychicznie, źle się
czuje w demokracji i protestuje przeciwko Unii Europejskiej –
Maria Orwid
Z tym prapradziadkiem
było tak, że jak się pytano praprababci, czy to prawda, że
dziadek pochodził z Węgier, ona oburzona odpowiadała: „Ależ
skąd! To był przyzwoity katolik”. To pierwsza poszlaka. Drugą
stanowiła żydowska uroda mojej prababci i babci – na tyle
wyraźna, że żydowscy sklepikarze zagadywali do nich w jidisz.
Oczywiście te moje
żydowskie korzenie są bardzo dalekie i niepewne, nie czuję się
ani nie jestem Żydówką. Istotne jest dla mnie jednak to, że w
moim domu o Żydach mówiło się zawsze przyjaźnie. Ojciec często
przytaczał żydowskie przypowieści. Jedną z moich ulubionych
zamieściłam już na blogu, ale powtórzę ja tu:
Pewnego razu do rabina
przyszedł Żyd i powiedział: „Rebe, żona mnie zdradza, więc
chcę się z nią rozwieść. Mam rację?” A rabin na to: „Masz
rację”. Niedługo potem przyszła Żydówka i powiedziała: „Rebe,
mąż chce się ze mną rozwieść, ale my mamy przecież pełno
małych dzieciaczków, które trzeba wyżywić. Więc on nie może
się ze mną rozwieść. Mam rację?” A rabin na to: „Masz rację”.
Obie te rozmowy usłyszał uczeń rabina i powiedział: „Rebe, jak
to jest? Przecież oni oboje nie mogą mieć racji!” A rabin na to:
„I ty też masz rację”.
Przypowieść ta bardzo
mądrze pokazuje, czym jest racja w konflikcie i jak bardzo
pozbawione sensu jest upieranie się, że to właśnie ja i tylko ja
ją mam.
Lubię też taką
przypowieść opowiadaną przez ojca:
Pewien cadyk miał duży
dwór, wiele osób przychodziło do niego, przynosiło jedzenie i
wódkę, razem modlili się i tańczyli. Przyglądał się temu
początkujący cadyk, który nie umiał zapewnić sobie takiego
powodzenia. Zapytał więc tego znanego i lubianego cadyka, jak on to
robi. A ten odpowiedział: „Ludzie patrzą w oczy i robią to, co w
nich odczytają. Twoje oczy mówią: Dajcie mi jedzenie, dajcie mi
wódkę, więc oni też chcą dostawać. A ja nic nie chcę! Moje
oczy mówią: Jeśli chcecie jeść i pić, proszę! Wtedy oni
też dają jedzenie i wódkę, i razem się modlimy, i razem tańczymy”.
Imponuje mi fakt, że
Żydzi są narodem Księgi, w którym od dawnych czasów nie było
analfabetów, i z którego wyszło – prawdopodobnie właśnie
dlatego – szczególnie dużo noblistów.
Jako dziecko nie
zdawałam sobie sprawy z istnienia antysemityzmu. Zetknęłam się z
tym zjawiskiem z pełną mocą, gdy wracałam z Niemiec z jakimś
znajomym mojej koleżanki. Akurat trafiliśmy na strajk celników i
staliśmy wiele godzin na granicy. Padał deszcz, więc nie mogłam
nawet wysiąść z samochodu. A ten człowiek przez długi czas
opowiadał o Żydach. Że robią macę z krwi nowonarodzonych dzieci
chrześcijańskich. Że załatwiają się w miejscu, gdzie kogoś
zabiją. Że on sam wcale nie jest antysemitą, po prostu mówi
prawdę. Było to dla mnie szokujące przeżycie i od tej pory uważam
antysemityzm za przejaw szczególnego prymitywizmu.
Oczywiście opowieści
na granicy były kuriozalne. Jednak często spotykam osoby, które
ciszej lub głośniej krytykują Żydów. Rozumiem, że można lubić
lub nie lubić poszczególne osoby dowolnej narodowości, ale krytyka
całej grupy (narodowościowej, wyznaniowej, seksualnej) zawsze budzi
moją nieufność.
Mówiąc o Żydach, nie
sposób nie powiedzieć o Zagładzie. Tematyka traumy wojennej – niemal 70 lat po zakończeniu wojny – jest mi bardzo bliska. Być
może wynika to stąd, że jestem w połowie pokoleniem powojennym, w
przeciwieństwie do większości moich rówieśników, którzy są
już drugim pokoleniem powojennym. Mój ojciec przeżył wojnę, brał
udział w Powstaniu Warszawskim, pamięta również czasy
przedwojenne. Dla mnie to zarówno kwestia emocji, jak i konkretnych
opowieści. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że 70 lat to
nie jest dużo. Wszyscy nosimy w sobie rany wojny, również rany
związane z Zagładą Żydów. Wszystkich nas to dotyka, nieważne, czy chcemy się do tego przyznać, czy nie.
Profesor Maria Orwid, znana
psychiatra i Żydówka ocalona z Zagłady, w książce „Przeżyć...
I co dalej?” mówi tak:
...nawet bierne
uczestniczenie w Holocauście, musi się odkładać w człowieku.
Posługując się terminologią Junga, jestem pewna, że polska
podświadomość kolektywna jest przepełniona tą zbrodnią na
ludzkości. Skumulowana w tej podświadomości agresja jest moim
zdaniem przyczyną wielu nieumotywowanych morderstw, których
jesteśmy teraz świadkami. Mam poczucie, że powstał archetyp
zbrodni, który się uaktywnia w przypływie napadu zazdrości,
frustracji, złości. Bo ludzkość dokonała zbrodni Zagłady, ale
tej brodni do dzisiaj nie przetrawiła (...) Większość ludzi nie
zdaje sobie sprawy z tego, że nosi w sobie obraz zbrodni i nie
doszła jeszcze do poziomu poczucia winy. Wystarczy zaledwie kilka
kroków ku świadomości, a ta emocja się pojawi. Na razie u
większości zatrzymało się na prostym sposobie rozładowywania
agresji (…) Moim jednak zdaniem, kiedy mówimy o Holocauście,
który nie jest dramatem tylko żydowskim, lecz dramatem ludzkości,
powinniśmy traktować empatycznie nie tylko pamięć żydowską, ale
również polską i niemiecką (…) W którymś momencie zdałam
sobie sprawę, jak bardzo dramatyczny i trudny do przeżycia byłby
dla mnie fakt, gdyby mój ojciec był faszystą, a nie – w
cudzysłowie – ofiarą.
http://tygodnik.onet.pl/30,0,21303,1,artykul.html
OdpowiedzUsuńA to komentarz mojego ojca, prosił, żeby go umieścić :)
UsuńMoja córka pisze bloga. Ostatnio sprawiła mi szczególną satysfakcję. Wpis zbudowany jest bowiem na wspomnieniach z rodzinnego domu i anegdotach, które opowiadałem. Tym razem zajęła się problematyką żydowską i zagadnieniem antysemityzmu. Napisała:
„Istotne dla mnie jest to, że w moim domu o Żydach mówiło się zawsze przyjaźnie. Ojciec często przytaczał żydowskie przypowieści”
Ja tylko pozwolę sobie zwrócić Państwa uwagę na drobne, lecz istotne rozszerzenie znaczenia pojęcia „Chasydzyzm”. Otóż opowiadane przeze mnie, a cytowane na blogu, przypowieści pochodziły mianowicie z dwóch książek: Jiri Langnera - „9 bram” (o Chasydyzmie „widzianym” z czeskiej Pragi) i Martina Bubera - „Opowieści chasydzkie”. Opowiadane przeze mnie przypowieści były więc nie „w ogóle” żydowskie, lecz konkretnie – chasydzkie. Uważam, że jest to rozróżnienie konieczne. Nie każdy Żyd jest (czy – był) Chasydem. Chasydyzm to szkoła religijna, obejmująca tylko część społeczności żydowskiej. Nie każdy Żyd modli się tańcząc, nie było i nie ma innych cadyków i ich „dworów”, jak tylko chasydzkie. Być może usprawiedliwione jest przekonanie, że Chasydyzm jest kwintesencją religii mojżeszowej, ale nie podejmuję się rozstrzygać tego problemu. Za mało wiem.