sobota, 23 marca 2013

Mój prapradziadek był Żydem?

Uważam, że antysemityzm nie jest pojedynczym symptomem, lecz jednym z elementów zaburzonego postrzegania świata, w którym Inny jest zagrożeniem. Antysemita to taki człowiek, który równocześnie występuje przeciwko Cyganom, homoseksualistom, chorym psychicznie, źle się czuje w demokracji i protestuje przeciwko Unii Europejskiej – Maria Orwid

Z tym prapradziadkiem było tak, że jak się pytano praprababci, czy to prawda, że dziadek pochodził z Węgier, ona oburzona odpowiadała: „Ależ skąd! To był przyzwoity katolik”. To pierwsza poszlaka. Drugą stanowiła żydowska uroda mojej prababci i babci – na tyle wyraźna, że żydowscy sklepikarze zagadywali do nich w jidisz.

Oczywiście te moje żydowskie korzenie są bardzo dalekie i niepewne, nie czuję się ani nie jestem Żydówką. Istotne jest dla mnie jednak to, że w moim domu o Żydach mówiło się zawsze przyjaźnie. Ojciec często przytaczał żydowskie przypowieści. Jedną z moich ulubionych zamieściłam już na blogu, ale powtórzę ja tu:

Pewnego razu do rabina przyszedł Żyd i powiedział: „Rebe, żona mnie zdradza, więc chcę się z nią rozwieść. Mam rację?” A rabin na to: „Masz rację”. Niedługo potem przyszła Żydówka i powiedziała: „Rebe, mąż chce się ze mną rozwieść, ale my mamy przecież pełno małych dzieciaczków, które trzeba wyżywić. Więc on nie może się ze mną rozwieść. Mam rację?” A rabin na to: „Masz rację”. Obie te rozmowy usłyszał uczeń rabina i powiedział: „Rebe, jak to jest? Przecież oni oboje nie mogą mieć racji!” A rabin na to: „I ty też masz rację”.

Przypowieść ta bardzo mądrze pokazuje, czym jest racja w konflikcie i jak bardzo pozbawione sensu jest upieranie się, że to właśnie ja i tylko ja ją mam.
Lubię też taką przypowieść opowiadaną przez ojca:

Pewien cadyk miał duży dwór, wiele osób przychodziło do niego, przynosiło jedzenie i wódkę, razem modlili się i tańczyli. Przyglądał się temu początkujący cadyk, który nie umiał zapewnić sobie takiego powodzenia. Zapytał więc tego znanego i lubianego cadyka, jak on to robi. A ten odpowiedział: „Ludzie patrzą w oczy i robią to, co w nich odczytają. Twoje oczy mówią: Dajcie mi jedzenie, dajcie mi wódkę, więc oni też chcą dostawać. A ja nic nie chcę! Moje oczy mówią: Jeśli chcecie jeść i pić, proszę! Wtedy oni też dają jedzenie i wódkę, i razem się modlimy, i razem tańczymy”.

Imponuje mi fakt, że Żydzi są narodem Księgi, w którym od dawnych czasów nie było analfabetów, i z którego wyszło – prawdopodobnie właśnie dlatego – szczególnie dużo noblistów.

Jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy z istnienia antysemityzmu. Zetknęłam się z tym zjawiskiem z pełną mocą, gdy wracałam z Niemiec z jakimś znajomym mojej koleżanki. Akurat trafiliśmy na strajk celników i staliśmy wiele godzin na granicy. Padał deszcz, więc nie mogłam nawet wysiąść z samochodu. A ten człowiek przez długi czas opowiadał o Żydach. Że robią macę z krwi nowonarodzonych dzieci chrześcijańskich. Że załatwiają się w miejscu, gdzie kogoś zabiją. Że on sam wcale nie jest antysemitą, po prostu mówi prawdę. Było to dla mnie szokujące przeżycie i od tej pory uważam antysemityzm za przejaw szczególnego prymitywizmu.

Oczywiście opowieści na granicy były kuriozalne. Jednak często spotykam osoby, które ciszej lub głośniej krytykują Żydów. Rozumiem, że można lubić lub nie lubić poszczególne osoby dowolnej narodowości, ale krytyka całej grupy (narodowościowej, wyznaniowej, seksualnej) zawsze budzi moją nieufność.

Mówiąc o Żydach, nie sposób nie powiedzieć o Zagładzie. Tematyka traumy wojennej – niemal 70 lat po zakończeniu wojny – jest mi bardzo bliska. Być może wynika to stąd, że jestem w połowie pokoleniem powojennym, w przeciwieństwie do większości moich rówieśników, którzy są już drugim pokoleniem powojennym. Mój ojciec przeżył wojnę, brał udział w Powstaniu Warszawskim, pamięta również czasy przedwojenne. Dla mnie to zarówno kwestia emocji, jak i konkretnych opowieści. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że 70 lat to nie jest dużo. Wszyscy nosimy w sobie rany wojny, również rany związane z Zagładą Żydów. Wszystkich nas to dotyka, nieważne, czy chcemy się do tego przyznać, czy nie.

Profesor Maria Orwid, znana psychiatra i Żydówka ocalona z Zagłady, w książce „Przeżyć... I co dalej?” mówi tak:

...nawet bierne uczestniczenie w Holocauście, musi się odkładać w człowieku. Posługując się terminologią Junga, jestem pewna, że polska podświadomość kolektywna jest przepełniona tą zbrodnią na ludzkości. Skumulowana w tej podświadomości agresja jest moim zdaniem przyczyną wielu nieumotywowanych morderstw, których jesteśmy teraz świadkami. Mam poczucie, że powstał archetyp zbrodni, który się uaktywnia w przypływie napadu zazdrości, frustracji, złości. Bo ludzkość dokonała zbrodni Zagłady, ale tej brodni do dzisiaj nie przetrawiła (...) Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że nosi w sobie obraz zbrodni i nie doszła jeszcze do poziomu poczucia winy. Wystarczy zaledwie kilka kroków ku świadomości, a ta emocja się pojawi. Na razie u większości zatrzymało się na prostym sposobie rozładowywania agresji (…) Moim jednak zdaniem, kiedy mówimy o Holocauście, który nie jest dramatem tylko żydowskim, lecz dramatem ludzkości, powinniśmy traktować empatycznie nie tylko pamięć żydowską, ale również polską i niemiecką (…) W którymś momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo dramatyczny i trudny do przeżycia byłby dla mnie fakt, gdyby mój ojciec był faszystą, a nie – w cudzysłowie – ofiarą.

2 komentarze:

  1. http://tygodnik.onet.pl/30,0,21303,1,artykul.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to komentarz mojego ojca, prosił, żeby go umieścić :)

      Moja córka pisze bloga. Ostatnio sprawiła mi szczególną satysfakcję. Wpis zbudowany jest bowiem na wspomnieniach z rodzinnego domu i anegdotach, które opowiadałem. Tym razem zajęła się problematyką żydowską i zagadnieniem antysemityzmu. Napisała:
      „Istotne dla mnie jest to, że w moim domu o Żydach mówiło się zawsze przyjaźnie. Ojciec często przytaczał żydowskie przypowieści”
      Ja tylko pozwolę sobie zwrócić Państwa uwagę na drobne, lecz istotne rozszerzenie znaczenia pojęcia „Chasydzyzm”. Otóż opowiadane przeze mnie, a cytowane na blogu, przypowieści pochodziły mianowicie z dwóch książek: Jiri Langnera - „9 bram” (o Chasydyzmie „widzianym” z czeskiej Pragi) i Martina Bubera - „Opowieści chasydzkie”. Opowiadane przeze mnie przypowieści były więc nie „w ogóle” żydowskie, lecz konkretnie – chasydzkie. Uważam, że jest to rozróżnienie konieczne. Nie każdy Żyd jest (czy – był) Chasydem. Chasydyzm to szkoła religijna, obejmująca tylko część społeczności żydowskiej. Nie każdy Żyd modli się tańcząc, nie było i nie ma innych cadyków i ich „dworów”, jak tylko chasydzkie. Być może usprawiedliwione jest przekonanie, że Chasydyzm jest kwintesencją religii mojżeszowej, ale nie podejmuję się rozstrzygać tego problemu. Za mało wiem.

      Usuń