„Ty takich jak my
wciągasz nosem” - oznajmił kiedyś pewien kolega. Było to
już wiele lat temu na parapetówie znajomego małżeństwa.
Przytoczone słowa padły na balkonie, na który wyszliśmy w kilka
osób zapalić. I zapadły w pamięć, zarówno przez swoją
obrazowość, jak i przez zaskoczenie, które wzbudziły. Zabrzmiały
znów wyraźnie w moich myślach, gdy rozmawiałam ostatnio ze
znajomym. Opowiadał, że był w moim miasteczku na wycieczce z
kolegami. Zaprosiłam go, by następnym razem przy takiej okazji
wpadł do mnie. Odpowiedział, że ci koledzy raczej nie nadają się
do tego, by ich przyprowadzać w gości. Pomyślałam (oczywiście
nie w trakcie tej rozmowy, tylko później – bo mi się wszystko
układa w głowie później), że pewnie bym ich wciągnęła nosem.
Grupowo.
I zaczęłam się
zastanawiać, jak to jest z tym męskim poczuciem niższości i
wyższości wobec kobiet.
Kiedyś ktoś ważny
dla mnie twierdził, że związek międy facetem i kobietą może być
udany tylko wtedy, gdy facet rządzi. Analizował znane nam związki
pod tym kątem i szacował, jakie mają szanse na przyszłość. A
pewnego razu na wakacjach poznałam człowieka, który uważał, że
aby związek był szczęśliwy, facet musi być absolutnie we
wszystkim lepszy od kobiety. Mailowałam potem na ten temat z
przyjacielem, a on ku mojemu zaskoczeniu był tego samego zdania z
ustępstwem jedynie na umiejętności kulinarne – te mogła mieć
lepiej rozwinięte kobieta. Pisał też, że niedopuszczalne byłoby
dla niego, gdyby jego partnerka więcej zarabiała, musiałby wtedy
szukać nowej pracy.
Czyli wychodzi na to,
że – zgodnie z tym sposobem myślenia – aby facet chciał się
zbliżyć do kobiety, musi czuć się od niej lepszy.
Ale czy takie założenie nie uniemożliwia szczęśliwego związku? No bo
jeśli nawet facet spotka kobietę, którą oceni jako gorszą we
wszystkim, którą we wszystkim warto zdominować... to czy ona
będzie go inspirować? Interesować? Czy będzie ją szanował? Czy
nie będzie się z nią nudził? A jeśli znowu pozna kobietę, która
mogłaby go zainspirować, coś pokazać, być w jakimś zakresie
odrębna od niego – to jaki ma wybór? Albo ucieczka, albo podjęcie
walki o dominację.
Niestety sama znam to
myślenie, tylko od drugiej strony. Też zostałam wychowana w
przekonaniu, że facet powinien być lepszy od kobiety, i takiego
szukałam: bardziej oczytanego, zaradnego, doświadczonego... Gdy
znajdowałam, wpadałam w kompleksy, starałam się spełniać
oczekiwania, ukrywałam swoją osobowość jako tę mniej ciekawą. A
potem niejednokrotnie przeżywałam rozczarowanie, bo okazywało się,
że mój wybranek jednak wcale nie jest aż tak doskonały. Trudno mi było zaakceptować jakąkolwiek jego słabość.
Dzisiaj myślę, że w
ogóle rywalizacja i porównywanie się z innymi są do bani. A
rywalizacja i porównywanie się w związku wydają mi się
szczególnie destrukcyjne. Oddalają od siebie te dwie osoby,
które przecież chciałyby być ze sobą blisko.
Fajnie napisane.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że mam ten problem na co dzień, a raczej mój K. ma... Choć ja nie jestem specjalnie przebojową osobą, nie odnoszę spektakularnych sukcesów itp, to czuję czasami, że on ze mną rywalizuje tudzież, maskując chyba jakies kompleksy, stara się udowodnić mi, że jestem słabsza, głupsza itp
Nie jest to fajne... :/
Oj na pewno :(
OdpowiedzUsuń