Zabieram się do tego
tematu jak do jeża już od kilku miesięcy. Poruszył mnie tekst
Anny Dryjańskiej pt. "To nie my powinnyśmy się wstydzić". Pomyślałam: ona ma
przecież rację. Podoba mi się akcja Hollaback! Nie potrafię jednak wpisać swoich
doświadczeń w mapę, bo było ich dość dużo. Ale temat za mną
chodzi, zagląda mi przez ramię, czegoś wyraźnie się domaga. Więc
piszę.
Wychowywałam się w
Warszawie w pobliżu Pól Mokotowskich. Wiele razy jako dziecko
spotykałam tam ekshibicjonistów. Ostrzegałyśmy się z
dziewczynkami przed nimi, doradzałyśmy sobie, którędy lepiej nie
chodzić. Zwłaszcza jedna moja koleżanka bardzo się ich bała. Ja
nie czułam silnego lęku, umiałam się w jakiś sposób odciąć od
nich i od siebie. Nie patrzyłam i nie odczuwałam. Wydawało mi się,
że dobrze sobie radzę i postępuję słusznie. Nigdy nie
rozmawiałam na ten temat z dorosłymi, było dla mnie zupełnie
oczywiste, że nie należy im nic mówić. Dzieci, które doznały
przemocy seksualnej, często są pytane o to, czemu nikomu nic nie
powiedziały, a one przeważnie nie potrafią na to pytanie
odpowiedzieć.
Kiedyś jakiś pan –
nie pamiętam go już, ale z pewnością nie był ekshibicjonistą,
musiał sprawiać miłe wrażenie – zaprosił mnie do siebie, by
pokazać rybki w akwarium. Jako osoba dorosła myślę o tej sytuacji
z lękiem, jako dziecko po prostu nie zdawałam sobie sprawy z
zagrożenia. Nie wydarzyło się wtedy nic złego, obejrzałam rybki,
wróciłam do domu i opowiedziałam o wszystkim rodzicom. Przebieg
rozmowy, jaka musiała mieć wtedy miesjce, umknął mi z pamięci,
przypuszczam tylko, że musiała być dość gwałtowna. Zapamiętałam
jednak, że zrobiłam coś złego, że popoełniłam wielki błąd.
Pamiętam też emocje: lęk, złość, żal, poczucie winy. Czy ta
rozmowa spowodowała, że nie mówiłam rodzicom o parkowych
ekshibicjonistach? A może istniała jakaś zmowa milczenia między
dziewczynkami przeciw dorosłym? Nadal nie znam odpowiedzi na te
pytania.
Gdy miałam 13, 14 i 15
lat, kilkakrotnie zetknęłam się z ocieraczami w autobusach.
Paraliżował mnie wtedy wstyd, wstręt i zupełny brak pomysłu, jak
powinnam zareagować. Nawet nie lęk. Najmocniej unieruchamiał chyba
właśnie brak wiedzy. Gdy byłam trochę starsza, stojąc przed
lustrem uczyłam się mówić: „spierdalaj”. Raz nawet
zastosowałam tę wyuczoną formułkę wobec człowieka, który
zaczepił mnie na ulicy. Poskutkowało: urażony, dał mi spokój.
Być może wcale nie zasługiwał na tak przykre słowo. Był też
czas, gdy rozmawiałam na temat ocieraczy z koleżankami,
doradzałyśmy sobie, co można w takiej sytuacji powiedzieć. Nie
miałam jednak okazji wypróbować skuteczności tych odkrywanych
zdań, bo nigdy więcej nie spotkałam żadnego zboczeńca w
autobusie. Czyżby potrafili wyczuć wstyd i brak pewności siebie?
Gdy miałam 20 lat,
wyprowadziłam się pod Warszawę. Na studia, a potem do pracy
dojeżdżałam pociągami podmiejskimi, zdarzało się, że wracałam
do domu późnym wieczorem. Kilkakrotnie spotkałam wtedy
ekshibicjonistów. Zdarzało się to również w pobliżu Pól
Mokotowskich. W tamtym czasie nie miałam już wątpliwości, że
odbieram ich jako wstrętnych, a ich obnażanie się krzywdzi mnie.
Budzą we mnie złość, wściekłość, a nawet nienawiść.
Któregoś razu jeden z tych zboczeńców onanizując się chodził
za mną po pociągu, a moje wyuczone przed laty „spierdalaj”
zdawało się go tylko bardziej podniecać. W końcu wysiadłam z
pociągu, nie poszedł za mną. Postanowiłam sobie, że następnym
razem poproszę kogoś o pomoc, najlepiej łysych młodych ludzi w
dresach, których łatwo można było tam spotkać i którzy nigdy mi
nie zagrażali. Wyobraziłam sobie, jak wyrzucają zboczeńca z
pociągu. Jednak również tego pomysłu nie miałam okazji
wprowadzić w życie.
O ekshibicjonistach
często mówi się z mieszaniną lekceważenia, pogardy i
dobrotliwości. Powszechnie uważa się ich za niegroźnych. Niestety
niesłusznie. Część z nich obnaża się, poniważ przypuszczają,
że – podobnie jak ich samych – kobiety podnieca widok narządów
płciowych. Ta motywacja jest przede wszystkim wynikiem braku wiedzy.
Jednak u pozostałych pobudzenie seksualne wywołuje wstyd i strach
ofiary. Z czasem mogą sięgać po bardziej drastyczne sposoby
budzenia takich emocji. W sprzyjających okolicznościach zgwałcą,
a nawet zabiją. Dopiero po przeczytaniu wstrząsającej książki
Paula Brittona pt. „Profil mordercy” (a książkę tę czyta się
do rana, bo kto zacznie czytać, i tak raczej już nie zaśnie)
pomyślałam, że przypadki ekshibicjonizmu należy zgłaszać na
policję.
Dlaczego trudno mi było
zabrać się za ten temat? Nie chcę, by ktoś dociekał, dlaczego
właśnie mnie to spotykało. Co takiego jest we mnie, co ze mną
jest nie tak. To nie ja powinnam się wstydzić. Nie chcę też, by
ktoś pytał, czemu jako dziecko nie prosiłam o pomoc dorosłych.
Takie pytania przerzucają odpowiedzialność na dzieci. Jestem
przekonana, że to dorośli powinni wychodzić z inicjatywą – to
oni powinni mówić dzieciom i młodzieży, jakich (w końcu
powszechnych!) form przemocy seksualnej mogą się spodziewać i
wspólnie rozważać, jak postępować w takich sytuacjach.
Wszystkich, którzy utrudniają albo uniemożliwiają solidną
edukację seksualną w szkołach, uważam za współwinnych przemocy.
Brak wiedzy paraliżuje.
Świetny tekst. I potrzebny.
OdpowiedzUsuńSuper, że to napisałaś. Poraża mnie myśl, że każda z nas ma takie doświadczenia, nie jedno, kilka/kilkanaście...? więcej?
OdpowiedzUsuńPoraża mnie myśl, że nie wiem, jak chronić dzieci.
Poraża mnie myśl, że może nikogo to nie obchodzi?
Co nie? Jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie i w ogóle nie było o czym gadać...
OdpowiedzUsuń