czwartek, 16 lutego 2012

Dlaczego gimnazjalistki bawią się w słoneczko?

Słoneczko jest szczególnie szokującą zabawą. Polega na tym, że dziewczyny leżą na plecach stykając się głowami i rozchylając nogi, tworząc w ten sposób kształt słoneczka. Chłopcy odbywają kolejno z każdą z nich stosunek seksualny. 
Ach, ta dzisiejsza młodzież! Zepsuta! Za moich czasów chłopak musiał matkę dziewczyny pocałować w rękę, żeby ją poprosić do tańca. A dziś? W dodatku coraz wcześniej zaczynają! 

Tak, tak, narzekanie jest przyjemne. Można poczuć się lepszą i lepszym, potraktować tych młodych ludzi przedmiotowo, jako tło, od którego się odbijamy. 

Zabawa w słoneczko nie jest niczym typowym ani częstym. W ogóle inicjacja seksualna w wieku gimnazjalnym nie jest tak powszechna, jak się na ogół sądzi. Z badań profesora Izdebskiego, przeprowadzonych w roku 2008, wynika, że przed 15 rokiem życia inicjację seksualną przeżyło zaledwie 7% badanych, w tym 3% dziewcząt i 10% chłopców, a pośród 15– i 16-latków 19% uprawiało seks, czyli jedynie co piąta osoba. Średnio Polacy tracą dziewictwo w wieku 18-19 lat. Wcale nie aż tak wcześnie. 

Nastolatki przeważnie są idealistyczne i romantyczne. Zastanawiają się, po czym poznać, że to właśnie On albo Ona. Czekają na prawdziwą, wielką miłość. Są bezkompromisowe i nonkonformistyczne, nie akceptują zdrady ani kłamstwa. Nawet jeśli nie wiedzą, jak ta prawdziwa miłość wygląda, wciąż o niej marzą. Pamiętacie, jak było z Wami? Z nimi jest podobnie.

Ale wróćmy do osób bawiących się w słoneczko. Dlaczego one to robią? Dla przyjemności? Nie sądzę. Co może być przyjemnego w nieruchomym leżeniu i przyjmowaniu w siebie kolejnych chłopaków? Gra wstępna, czułość, taniec, miłe słowa, patrzenie w oczy – to wszystko jest przecież wykluczone. Nie byłam nigdy nastoletnim chłopakiem, ale domyślam się, że utrzymywanie erekcji albo też wywoływanie kolejnych, by móc wejść w kilka dziewczyn, ma więcej z wyzwania niż przyjemności.

Może to rywalizacja? Potrzeba udowodnienia, że jest się w czymś lepszym od innych? Tak często każemy się dzieciom ścigać. Chcemy, by jak najwcześniej zaczęły chodzić, mówić i siadać na nocniku. Oczekujemy najlepszych ocen w szkole, czerwonych pasków na świadectwach, wygranych konkursów. Staramy się, by były ubrane lepiej od innych. Rodzice nie mówią: masz być najlepsza w seksie, ale biorąc pod uwagę wszechobecność seksu w mediach, nakaz ten nasuwa się sam. Koleżanki pytają ze zdziwieniem: jak to, jeszcze się nie całowałaś? Jeszcze nie spałaś z chłopakiem? Jeszcze nie robiłaś loda? Tych koleżanek nie ma wcale dużo. Ale ich słowa są ważne, bo one potrafią coś ważnego, niezwykłego, dorosłego. Jeśli dziewczyna ma zbyt niskie poczucie własnej wartości i uważa, że musi gonić za ideałem, może to kupić. Przekonanie, że średni wiek inicjacji seksualnej to tylko 15 lat, też wywiera presję. Pamiętajmy o tym, gdy narzekamy na dzisiejszą młodzież! Tworzymy w ten sposób punkt odniesienia dla naszych córek, wnuczek, siostrzenic. Bo one są dzisiejszą młodzieżą. 

Ale to nie tylko to. Myślę, że powód leży głębiej. Jest nim mocno zakorzenione w naszej kulturze potępienie kobiecej seksualności. 

Księga Eklezjastyka w Biblii głosi: Początek grzechu przez kobietę i przez nią też wszyscy umieramy. W jednym z listów świętego Pawła można przeczytać: Dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie niż płonąć. Tak więc dobrze czyni, kto poślubia swoją dziewicę, a jeszcze lepiej ten, kto jej nie poślubia. Jacob Sprenger, autor Biblii Świętej Inkwizycji czyli „Młota na czarownice” stwierdził: Niewiasta zjadliwsza niźli śmierć. Pamiętamy, że to kobiety w przeważającej większości palono na stosach: za czary i za rozwiązłość seksualną. 

Święty Augustyn w „Wyznaniach” napisał: Rodzimy się między łajnem a uryną. Czy można dotkliwiej wyrazić wstręt wobec kobiecego ciała? Krystyna Kofta w książce pt. „Wychowanie seksualne dla klasy wyższej, średniej i niższej” komentuje stwierdzenie świętego Augustyna tak: to zdanie miało orzekać o marności człowieka, wywoływać obrzydzenie do ciała i doczesności. Podsumowanie dzieła boskiego jako czegoś podobnego kawałkowi gówna jest dość zaskakujące, nie bardzo wiadomo, czy zgodne z boską myślą, z boskim zamiarem. Był przecież człowiek tworem doskonałym, ulepionym na obraz i podobieństwo boskie, więc obrzydzenie świętego Augustyna jest z punktu widzenia logiki pewnym nadużyciem (wszystkie cytaty wzięłam z tej właśnie książki). 

Większość ludzi nie zna powyższych stwierdzeń. Ale ten wstręt drzemie w nas, tuż pod powierzchnią. Świadczy o nim choćby powszechne obrzydzenie wobec naturalnych metod kontroli płodności (obserwować swój śluz? A fuj!). Wystarczy, że matka widząc, jak córka w wannie ogląda swoje sfery intymne, zapyta z przyganą: nie masz nic lepszego do roboty?, a potem gdy dziewczynka dostanie okres, nakaże surowo: szanuj się! Podobno wciąż jeszcze zdarza się, że dziewczyny z okazji pierwszej miesiączki dostają w prezencie od matek w twarz. Profilaktycznie. 

Mamy więc potępienie kobiecej seksualności. A do tego równie powszechne opieranie poczucia wartości kobiety na tym, czy się podoba mężczyznom. Obrazuje je dość brutalny kawał. Ona (płaczliwie): przecież musi być we mnie coś wartościowego. On: tak, ale zaraz to wyciągnę. Bardziej lightowo można wyjaśnić, że gdy dziewczynę jakiś facet zechce, jest to rodzaj odkupienia za winę, jaką stanowi posiadanie kobiecego ciała. 

A co z chłopcami, którzy też bawią się w słoneczko? To nie jest takie proste: kobieca seksualność jest zła, a męska dobra. Bo jeśli facet uprawia seks z kobietą jednocześnie gardząc jej ciałem, to siłą rzecz musi się też od czegoś ważnego w sobie samym odciąć, swoją seksualnością też musi gardzić. 

Aby dziewczyny naprawdę siebie szanowały, konieczne jest, aby siebie lubiły, a najlepiej... kochały. Siebie i swoje ciała. Również swoje piersi. Również swoje waginy (nie wiem, jak wy, ale ja nie przywykłam wciąż do tego określenia, jest jednak najlepsze ze wszystkich, jakie znam). Powinny mieć przyzwolenie na poznawanie swojego ciała i jego reakcji. Na obejrzenie się w lusterku. 

Wagina to brama, przez którą wchodzimy do świata. Szanujmy ją. To źródło naszej mocy, potęgi, siły sprawczej. 

Wagina to cudowne źródło rozkoszy. Cieszmy się nią. 

Wagina to część naszego ciała, a w ciele mieszka dusza. Podobno dusza wygląda przez oczy. Pamiętajmy o tym. 

Wtedy zabawa w słoneczko pokaże nam swoją absurdalną twarz.

11 komentarzy:

  1. Jeśli ktoś wie, czemu ta czcionka tak szaleje, to poproszę o informację ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stawiasz pytanie bardzo ważne i zasadne. Ale jakoś nie czuję tej odpowiedzi. Mam wrażenie, że za wiele rzeczy próbujesz powiedzieć naraz. Że się nie szanujemy i swojego ciała też - zgoda. Czy to ma wiele wspólnego z brakiem szacunku dla kobiecości w naszej kulturze? Nie jestem pewna. Owszem, dobrze zdaję sobie sprawę z antyfeministycznych twierdzeń obecnych w chrześcijaństwie, ale wiem też o wielu wywrotowo pro-kobiecych w tejże samej religii. No i trudno, oskarżając chrześcijaństwo (a mam wrażenie, że choć nie wprost, to tak czynisz) zapomnieć, że ono właśnie przestrzega przed seksem poza małżeństwem (który jest równym i wyłącznym związkiem kobiety i mężczyzny).
    To nie takie łatwe. Poza tym - no właśnie, i faceci, i kobiety spotykają się jako dzieci z potępieniem zainteresowania ciałem i brakiem szacunku dla siebie samych jako ludzi. I słoneczko jest, jak piszesz, upokarzające dla obu płci. Więc dalej nie czuję, bym wiedziała, o co w tym chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Że się nie szanujemy i swojego ciała też - zgoda. Czy to ma wiele wspólnego z brakiem szacunku dla kobiecości w naszej kulturze? Nie jestem pewna."

      Moim zdaniem tak jest, ale to moje zdanie, nie pretenduję do posiadania absolutnej racji.

      "Nie jestem pewna. Owszem, dobrze zdaję sobie sprawę z antyfeministycznych twierdzeń obecnych w chrześcijaństwie, ale wiem też o wielu wywrotowo pro-kobiecych w tejże samej religii."

      To ja jestem ciekawa. Napiszesz?

      "No i trudno, oskarżając chrześcijaństwo (a mam wrażenie, że choć nie wprost, to tak czynisz) zapomnieć, że ono właśnie przestrzega przed seksem poza małżeństwem (który jest równym i wyłącznym związkiem kobiety i mężczyzny)."

      Moim zdaniem seks poza małżeństwem nie jest zły. Zły jest seks bez szacunku, sympatii, miłości, niezależnie od tego, czy ma miejsce w ramach małżeństwa czy nie.

      "Poza tym - no właśnie, i faceci, i kobiety spotykają się jako dzieci z potępieniem zainteresowania ciałem i brakiem szacunku dla siebie samych jako ludzi. I słoneczko jest, jak piszesz, upokarzające dla obu płci."

      Wydaje mi się, że faceci dostają rykoszetem. Nie znam stwierdzenia tak potępiającego męską seksualność jak to, które zacytowałam, że "rodzimy się między łajnem i uryną", czy jak to, że "kobieta to naczynie zła".

      Usuń
    2. Poczytałam. I tekst główny, i komentarze. Mam wrażenie, ze jednak sedno tego typu zachowań jak udział w słoneczku tkwi trochę obok.
      Wcale nie jestem przekonana, czy wpływ na to ma religia, tym bardziej, że jak wskazują komentarze, intencja założyciela prędzej czy później rozmija się z interpretacjami i realizacjami kontynuatorów. Więc to niekoniecznie religia tworzy rzeczywistość, a raczej rzeczywistość tworzy aktualną wersję religii. Innymi słowy: gdyby w jakimś czasie pojawiła się przypadkiem religia głosząca tezy niespójne z aktualnymi poglądami, to szybko by przepadła lub została odpowiednio przerobiona.
      Słoneczko IMO ma związek - tak jak piszesz - z brakiem szacunku dla swojego ciała. Przede wszystkim jednak chodzi nie tyle o brak szacunku, co o poczucie, ze moje ciało nie należy do mnie. I nie tylko ciało, ale i dusza. Potrzeba przynależności do pewnej grupy jest tak silna, że podporządkowuje się tej grupie decyzje dotyczące samego siebie. Brak jest w człowieku wsparcia dla samego siebie, brak poczucia siły indywidualnej. Tak ja to widzę.

      Usuń
    3. A dziękuję, że poczytałaś. Bo choć jest to najczęściej wyświetlany tekst, to nie sądzę, by był często czytany.
      Czy religia tworzy rzeczywistość, czy też rzeczywistość religię, to trochę jak zastanawianie się, czy reklama tworzy rzeczywistość, czy też jest jej lustrem, albo co było pierwsze - jajko czy kura. A to co piszesz o poczuciu, że ciało i dusza nie należy do mnie, bardzo mi się podoba :)

      Usuń
  3. Dwie kwestie. Pierwsza: Jakkolwiek oceniamy seks pozamałżeński, możemy się zgodzić, że słoneczka pozytywnie nie ocenimy. Chodzi mi o to, że trudno szukać motywacji do takiego zbezczeszczenia człowieczeństwa w nauce Kościoła, która - moim, ale nie tylko moim, zdaniem - wprowadza takie restrykcje ze względu na poszanowanie dla wagi seksualności. Oczywiście, jestem świadoma częstej katolickiej przeginki w stronę "grzechicyzacji" seksu, ale to chyba ta jednostronność, o której w innym kontekście pisałam na blogu.
    Druga: kobiecość w tekstach chrześcijaństwa (i judaizmu): trzeba jednak pamiętać, jak wielu autorów ma Biblia i jak różne kulturowo wizje prezentuje. Co do Biblii hebrajskiej, już samo stworzenie kobiety z żebra miało być wywrotowe w stosunku do kultur ościennych, bo "kość z kości i ciało z ciała" oznaczało równość, tak jak i to, że w odróżnieniu od zwierząt miała być "pomocą" i dzięki niej mężczyzna nie miał być sam. Jasne, że anarchronicznie nas i "pomoc", i kolejność stwarzania może drażnić, ale jednak w kontekście epoki to było feministyczne. W Biblii Hebrajskiej jest jeszcze parę miejsc, choćby hymn o dzielnej niewieście w Księdze Przysłów czy Pieśń nad Pieśniami. Ale lepiej znam się na Nowym Testamencie. Ciekawy jest stosunek Jezusa do kobiet - rozmowa z Samarytanką (podwójnie stabooizowaną), uzdrowienie i ujawnienie uzdrowienia kobiety cierpiącej na krwotok (znów przełamanie taboo), obrona kobiety, którą miano ukamienować za cudzołóstwo... Przyjaźń nie tylko z Łazarzem, ale i jego siostrami. Przypisanie w Ewangeliach tylko dwóm osobom wyznania wiary w Jezusa jako Mesjasza: Piotrowi i Marcie. No i chyba najdziwniejsze: kobiety jako świadkowie zmartwychwstania (nie do pomyślenia w judaizmie, ale i w Rzymie - świadectwo kobiety nie miało żadnej rangi w procesach sądowych). Dzieje i Listy Pawłowe są tu bardziej skomplikowane, ale i tu są świadectwa znaczenia kobiet (bardzo podkreślane nawrócenia kobiet w opisie misji Pawła w Dz). Klasyczne "Nie ma już mężczyzny i kobiety..." z Galatów. Sporo jest miejsc, które da się zinterpretować pozytywnie.
    Choć oczywiście dało się je ominąć i wykorzystać inne i niestety wyraźnie widać to i u wielu Ojców Kościoła i dalej w teologii też. Nie neguję tego i jest mi z tego powodu wstyd i żal. Ale jestem głęboko przekonana, że to wypaczenie, a nie istota tej religii.
    Wybacz skróty myślowe, ale w tej formie porządniej nie umiem się wypowiedzieć:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieją starsze mity dotyczące stworzenia świata, w których kobieca siła sprawcza jest o wiele wyraźniej zaznaczona, niż w biblijnym micie. Nie znam tak dobrze Nowego Testamentu jak Ty, ale rzeczywiście kojarzę, że jest on znacznie bardziej "prokobiecy" niż Stary Testament i wypowiedzi Ojców Kościoła. Bardzo w ogóle lubię postać Matki Boskiej, mam rozkopany tekst na ten temat.

      Usuń
  4. No to nie mogę się doczekać tekstu o Maryi. Przyznam się po cichu, że ja lubię Ją znacznie mniej niżby na katoliczkę przystało... Choć to chyba nie kwestia sympatii. No, ale czekam, może wtedy też będzie mi łatwiej wyeksplikować mój problem:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcę właśnie o osobistych sympatiach i antypatiach i to raczej nie będzie teologicznie, zresztą ze mnie żaden teolog. W krótkim okresie, kiedy wierzyłam w Boga, bardzo np. nie lubiłam Jezusa ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie bawią się to urban legend. Zamiast pisać tak długi tekst w parę sekund mogłeś znaleźć potwierdzenie, że słoneczko to gra wymyślona przez media, a konkretniej "Fakt".

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet jeśli słoneczko jest wymysłem mediów, to problem braku szacunku i sympatii dla własnego ciała istnieje, tak samo seks bez więzi i przyjemności,

    OdpowiedzUsuń