sobota, 16 lutego 2013

Nie poszła do pierwszej komunii i...?


Żadna z moich córek nie została ochrzczona. Jestem ateistką, a ich tata określał się jako agnostyk. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy to dobra decyzja, nie chciałam, by moje – wówczas jeszcze jedyne – dziecko było w przyszłości odrzucane przez inne dzieci za odmienność. Szybko jednak dałam się przekonać, pomyślałam, żę chrzczenie dzieci tylko z powodu konformizmu byłoby wyrazem braku szacunku zarówno wobec mojego ateizmu, jak i wobec ludzi szczerze wierzących.

Postanowiłam zostawić dzieciom wybór.

Sama jestem ochrzczona, przystąpiłam też do pierwszej komunii świętej. Ale nie odbyło się to wszystko tak typowo. Nie zostałam wychowana w żadnej religii, przez pierwsze lata życia nie miałam pojęcia, że ludzie chodzą do kościoła i w coś wierzą. Później jednak moi rodzice należeli do wspólnoty neokatechumenalnej i w tym okresie temat wiary był obecny w naszym domu. A mnie już wcześniej zaczął pociągać kościół. Podobała mi się idea życia po śmierci, wizja całkowitego końca napawała mnie przerażeniem. Gdy miałam 11 lat, zostałam ochrzczona. Pamiętam, że nie było to takie proste, proboszcz naszej parafii nie wyraził zgody na ochrzeczenie mnie i mojego brata, ponieważ nasi rodzice nie mieli wtedy jeszcze ślubu kościelnego. Rok później przystąpiłam do komunii z młodszymi dziećmi i z koleżanką z klasy.

Sakramenty te wspominam jako wynik mojej własnej, osobistej decyzji, w której realizacji pomogli mi rodzice. To dobre wspomnienie.

Moja córka chodziła na religię w przedszkolu i w szkole. Nie zabraniałam jej, choć również nie zachęcałam. Jeśli tylko zechce się wypisać, nie będę jej w tym przeszkadzać. Brałam pod uwagę, że zdecyduje się przystąpić do komunii. Byłam gotowa poszukać księdza, który zgodzi się ją ochrzcić mimo mojego ateizmu, rozumiejąc że jestem zbyt uczciwa, by udawać spowiedź czy udział w mszy. Ona jednak stwierdziła, że nie lubi chodzić do kościoła, a że przystąpienie do komunii wymagało obecności na niedzielnych mszach przez kilka miesięcy, postanowiła dać sobie spokój. Mimo to cały czas chodziła na religię. Raz tylko wróciła ze szkoły smutna, bo na religii dzieci miały robione zbiorowe zdjęcie przed przystąpieniem do komunii. Poza tym czuła się dobrze na lekcjach. Przypuszczam, że ksiądz prowadzący zajęcia musiał jakoś o nią zadbać, a w każdym razie nie zrobił nic, co sprawiłoby jej przykrość. W tym czasie koleżanki córki pytały mnie, dlaczego nie chodzę do kościoła. Odpowiadałam zgodnie z prawdą, że nie wierzę w Boga i ta odpowiedź zaspokajała chyba ich ciekawość.

No i moja córka jako jedyna z klasy nie poszła do komunii. I już. W zasadzie nie ma o czym pisać, ale piszę, ponieważ żyjemy w kraju, w którym temat wiary i konformizmu jest wciąż bardzo aktualny. Z czego to wynika, że u nas ta odmienność dziecka została przyjęta tak naturalnie? Być może należałoby podziękować liczącej kilkadziesiąt osób wspólnocie Świadków Jehowy, która w kilkutysięcznym miasteczku jest bardzo widoczna? Może to oni przyzwyczaili ludzi do odmnienności w kwestii wiary?

Niewykluczone, że ważne jest też zupełnie powierzchowne podejście do religii wśród koleżanek córki. Pamiętam, jak jedna z nich, która przyjęcie sakramentu miała już za sobą, namawiała córkę, by jednak przystąpiła do komunii. Mówiła, że to bardzo fajne przeżycie, bo dostaje się mnóstwo pieniędzy i ładną sukienkę. Moja mama powiedziała wtedy z oburzeniem: „Ale przecież nie o to chodzi w komunii!”, a ta dziewczynka zapytała ze szczerym zdumieniem: „To o co chodzi?” Koleżanka z klasy córki nocuje u niej od czasu do czasu z soboty na niedzielę. W drugiej klasie musiała w niedzielę szybko wracać do domu, by zdążyć do kościoła. Pewnej niedzieli nie śpieszyła się, więc zapytałam, czy nie wybiera się do kościoła. Odpowiedziała, że już była u komunii, więc nie musi.

Zakończę niewesołą refleksją. Moja córka nadal chodzi na religię. Ostatnio odrobiła bez trudu zadanie domowe: napisała, czemu warto wierzyć w Boga. Zapytałam ją, czy sama w końcu wierzy. Odpowiedziała, że raczej nie. Czego więc uczą takie zadania? Czego w ogóle uczy religia w szkole?

4 komentarze:

  1. Mam podobną sytuację, córka sztuk 1 też nie jest ochrzczona, na razie w przedszkolu nie ma problemu, religia ma być od 5-latków, nie chcę żeby na nią uczęszczała, to zbyt młody wiek na indoktrynację. Potem, jak będzie bardzo chciała, postaram się w tym nie przeszkadzać. Boję się tylko, że spotka na swej drodze księdza/katechetę który zacznie jej wmawiać, że jesteśmy złymi ludźmi, bo nie wierzymy czy coś w ten ton. Nie mówiąc, że niemal cała rodzina jest przeciw nam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie czeka jeszcze to samo z drugą córką i mimo wszystko wiem, że będę miała znowu tremę... A co do dziwnych możliwych twierdzeń księży/ katechetów - w szkole i tak dzieciom mówi się różne rzeczy, z którymi się nie zgadzam, więc nie ma chyba innej rady niż zachęcać do samodzielnego myślenia tak czy siak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz pozytywne doświadczena z religią. Twoja córka na lekacjach poznała dobre informacje o religii. To najlepszy wstęp do samodzielnego myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc rzadko wnikam, jakie informacje o religii poznaje moja córka. Ale jestem wdzięczna księdzu, który prowadził zajęcia w drugiej klasie za to, że dobrze się tam czuła i nie była nijak zmuszana do zdecydowania, że albo chodzi na religię i idzie do komunii, albo wypisuje się z religii.

    OdpowiedzUsuń