Przeczytałam córkom
estońską bajkę o 3 młodych prządkach. Macocha-czarownica więziła
je w samym środku ciemnej puszczy i zmuszała do przędzenia złotych
nici. Pewnego dnia młody, piękny królewicz wybrał się na
polowanie, zabłądził w lesie, trafił do chatki i zakochał się w
najmłodszej z prządek. Po wielu kolejach losu dziewczynie udało
się z pomocą królewicza uciec od wiedźmy. Następnie uwolnili
pozostałe w chatce dwie prządki. No a potem żyli długo i
szczęśliwie. Wiedźma zaś zamieniła się w dym i wyleciała przez
komin, bo zrozumiała, że jej złe czary nie wygrają z prawdziwą
miłością.
Motyw młodej
dziewczyny więzionej przez starą kobietę powtarza się w baśniach,
najlepiej znanym przykładem jest Roszpunka. W baśni o Prządkach
Złota moją uwagę zwróciły jednak tytułowe bohaterki, bo
pochodzą z pradawnych czasów. To trzy Erynie władające
człowieczym losem: pierwsza z nich przędzie nić życia, druga
odmierza ją, trzecia – przecina. Są one jednym z wielu wcieleń
potrójnej bogini – białej dziewicy, czerwonej ciężarnej i
czarnej kostuchy. Czarownicę, na której rozkaz przędą, można
uznać za uosobienie tej świętej trójcy, czyli samą boginię.
Również motyw złej,
starej kobiety jest powszechny w baśniach, jak chociażby w Jasiu i
Małgosi. Zagraża ona zwłaszcza młodzieńcom. Dziewczyny wprawdzie
więzi, jednak nie krzywdzi ich. Właśnie Jasia chciała upiec i
zjeść Baba Jaga z piernikowej chatki.
Dreszczem przejmują
mnie opisy przygarbionych staruszek proszących młodych bohaterów
baśni o pomoc. Gdy ci – wiedzeni odruchem serca – pomocy
udzielą, starucha natychmiast przemienia się w złą czarownicę i
atakuje ich.
Chłopcy, strzeżcie
się starych kobiet, mądrych wiedźm, potężnej bogini.
Szczególnym przykładem
może być smok porywający i pożerający dziewice. Według Anny
Kohli (autorki książki „3 Kolory Bogini”) smok symbolizuje
boginię. A zwłaszcza trójgłowy smok!
Tak, bogini jest
potężna i groźna. Baśniowi młodzieńcy często otrzymują zadanie uwolnienia spod jej władzy młodych dziewczyn.
Można to rozumieć
tak, że dziewczyna musi w symbolicznym sensie opuścić swoją
matkę, by związać się z mężczyzną. Brzmi dobrze, prawda? Brzmi
naprawdę ładnie. Jeżeli komuś ta interpretacja odpowiada,
najpewniej jest dla niego właśnie (albo dla niej) właściwa. Ja
jednak czuję niepokój, więc drążę dalej.
Myślę o zmianie
rodziny i zmianie nazwiska, jaka ma miejsce w chwili ślubu. Kobieta
wychodzi z domu za mąż, idzie za mężem, oddaje się w jego opiekę
i pod jego władzę, od tej pory należy do jego rodziny. Opuszcza
swoją matkę. Śledząc pochodzenie po kądzieli natykamy się na
wiele różnych nazwisk. Czy można zmienić nazwisko nie zmieniając
chociaż trochę tożsamości? Nie odcinając się od swoich korzeni?
Opuszczanie matki i
poślubianie królewicza przywodzi mi na myśl baśń o Sinobrodym. A
Sinobrody to dla mnie opowieść o przemocy domowej. Wprawdzie
tytułowy bohater nie jest typowym, pięknym królewiczem. Jego
przyszłą żonę niepokoi siny kolor brody. Clarissa Pinkola Estes w
„Biegnącej z wilkami” interpretuje ten niepokój jako przejaw
ostrzegającej intuicji. Wiele spośród kobiet, które doświadczyły
przemocy, początkowo lekceważyły tego typu sygnały: on ma takie
dziwne spojrzenie, drapieżny uśmiech, zgryźliwe żarty... Ale to
przecież nic takiego, kto by zwracał uwagę na... kolor brody. A
poza tym jest taki mądry, doświadczony i interesujący.
Wielkie
wrażenie zrobiła na mnie „Krwawa komnata”. Jest to napisana na
nowo przez Angelę Carter baśń o Sinobrodym (można ją przeczytać tu: trzeba wejść w dział „baśnie”, tam w „Sinobrodych”). W
tradycyjnej baśni żonę Sinobrodego ratują jej trzej bracia. W "Krwawej Komnacie" to matka zjawia się w ostatniej chwili, by uwolnić
córkę. „Moja
nieustraszona matka o orlich rysach, któraż inna uczennica
konserwatorium mogła się pochwalić, że jej matka stawiła czoło
bandzie chińskich piratów, leczyła wioskę dotkniętą zarazą,
własnoręcznie zastrzeliła tygrysa ludojada, a wszystko to zanim
doszła do mojego wieku?”
A
czemu matka przybyła na pomoc? Wsiadła do pociągu, gdy
usłyszała przez telefon, jak jej córka płacze opowiadając o
złotych kurkach od kranu. „Nigdy przedtem nie słyszałam, żebyś
płakała, powiedziała gwoli wyjaśnienia. Nie kiedy jesteś
szczęśliwa. A kto kiedy płakał z powodu złotych kurków?”
Uwielbiam ten fragment. Opowiada o matce, która poważnie traktuje
płacz swojej córki. Nie mówi: „Histeryzujesz. Powinnaś się
cieszyć, że dzięki mężowi możesz się kąpać w wannie z kranem
o złotych kurkach”. Nie, rusza na pomoc.
Wydaje
mi się, że niegdysiejsi opowiadacze baśni byli świadkami
powolnej, zapewne trwającej wieki zmiany. Przeczuwam, że kiedyś to
kobiety tworzyły klany. Tak jak słonice stada. Wyobrażam sobie, że
starsze dzieliły się doświadczeniem z młodszymi, a te które już
miały dzieci, pomagały rodzącym.
Dar
macierzyństwa czyni kobiety zależnymi od otoczenia, zwłaszcza
dopóki dzieci są małe. To nie przypadek, że wielu sprawców
przemocy zaczyna zachowywać się agresywnie właśnie wtedy, gdy na
świecie pojawi się dziecko. Myślą być może: ona już jest całkiem moja, już nie odejdzie, przecież
sobie nie poradzi.
Nie mam nic przeciwko królewiczom
na białych koniach, ani przeciw żyli długo i szczęśliwie. Och,
wręcz przeciwnie. Ale myślę, że nie jest dobrze, gdy kobieta jest
zależna od swojego partnera. Nie powinna tracić symbolicznego
związku z matką, z doświadczonymi kobietami, z pomocnymi
siostrami. Z boginią.
To
też kwestia kobiecych spraw. Kiedyś uważałam, że skoro mężczyzna
miał dość odwagi, by być obecnym przy poczęciu swojego dziecka,
powinien też być obecny przy porodzie, jeśli tylko jego partnerka
sobie tego życzy. Owszem, rodząca potrzebuje wsparcia, opieki i
troski, czasem również ochrony przed personelem medycznym. Coraz
częściej jednak myślę, że powinna to być domena kobiet.
Szkoda,
że w naszej kulturze kobiety wychodząc za mąż opuszczają swoje
matki.
Ciekawa jestem, jak wyglądałby świat, gdyby nie musiały wybierać.
Gdyby mogły liczyć zarówno na wsparcie kobiecego klanu, jak i na
bliskość wybranego mężczyzny.
ja się cieszę że opuściłam moją matkę, bo dzięki temu wreszcie po raz pierwszy w życiu spotkałam się z sobą: swoimi potrzebami, własnymi uczuciami i poglądami. poznałam własne granice i granice innych - bez destrukcyjnych dla mojej samodzielności krytyki i rad.
OdpowiedzUsuńdestrukcyjjnych dla samodzielnosci i zabojczych dla wlasnego poczucia wartosci..
UsuńPost mnie poruszył i zachwycił, mimo, że nie do końca się z nim zgadzam.
OdpowiedzUsuńMoje doświadczenie nie jest może tak ciężkie jak BIG m, ale podobne. A przy porodzie niczyjej obecności nie potrzebowałam tak, jak Męża właśnie. Mimo, że Mama była za drzwiami i często zaglądała :)
Pisałam cały czas o symbolicznym opuszczaniu matki. Realne matki bywają różne. Chodziło mi raczej o kontakt ze swoją kobiecością i o kobiece wsparcie, to może byc matka, ale też przyjaciółki.
OdpowiedzUsuńNo i właśnie fajnie nie musiec wybierac miedzy mamą a mężem :)
Pomyślałam też, że w baśniach nie ma wzorców pozytywnych relacji matki i córki. Z baśni możemy się chyba nauczyc tylko, jak odchodzic od destrukcyjnej matki i... jak byc destrukcyjną matką :( A może się mylę?
hmm
Usuńnaprawde z zadnej basni nie ma dobrej matki?
Mitologia roi się od dobrych matek. A najlepszą jest Demeter: http://pl.wikipedia.org/wiki/Demeter
OdpowiedzUsuńDla mnie to najpiękniejsza historia o macierzyńskiej miłości.
Choć chyba przebija ją najwspanialsza matka na świecie - Mama Muminka.
Tak jak ciemną siłę, spętanie symbolizuje baba jaga, czarownica ect, tak w baśniach mocą, dobrem i jasną stroną kobiecości, a także wsparciem, opieką, mądrością jest bardzo często postać dobrej wróżki/matki chrzestnej.
UsuńPrzyznam, że z mitologii jestem cienka, więc tu się nie pomądrzę :)
UsuńBabę Jagę inaczej widzę - dla mnie to nie jest ciemna siła, tylko po prostu kobieca siła, tyle że zepchnięta do podziemi i przedstawiana jako zła. W baśniach rzadko spotyka się dobre, stare, mądre kobiety, a jeśli już, to właśnie są to Baby Jagi - budzące grozę, ale pomocne, służące dobrą radą.
A znowu wróżki w tradycyjnych baśniach w zasadzie nie występują. Wróżka w Kopciuszku, to stosunkowo nowy wymysł, nie pamiętam już, czy wprowadził ja Perault, czy wręcz Disney.
Myślałam za to o Kopciuszkach pod kątem dobrej matki, bo w tej serii baśni ona się pojawia, chociaż z zaświatów (i jest równoważona złą macochą).
Dobra matka chrzestna występuje też w Śpiącej Królewnie, ale tam jest też zła czarownica, którą w gruncie rzeczy uważam za pozytywną siłę :)
Podsumowanie: wydaje mi się, że kobieca moc, w tym moc związana z macierzyństwem, jest w baśniach (jak i w całej kulturze) zepchnięta do podziemi, i trzeba się do niej dokopywac.
Znalazłam zupełnie odwrotny wzorzec. Baśń prowansalska "Firoseta i czary". Trzeba pokonać dziadowatego upierdliwca czyli zaborczego ojca, któremu na koniec jest wykrzyczane, że jest starym durniem i się go opuszcza. Wspierają 4 starsze siostry (2 pary bliźniaczek) a przede wszystkim wspaniała, promienista moc wróżki matki chrzestnej.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie :) Gdybyś przypadkiem miała na stanie i mogła pożyczyc, to jestem chętna ;)
Usuń