sobota, 28 kwietnia 2012

Po co się chodzi do szkoły?

Czytanie od strony technicznej nie jest moją mocną stroną. Czytam powoli i muszę robić przerwy, bo po jakimś czasie nie potrafię się dłużej koncentrować na tych wszystkich zawijasach. A jednak należę do tych nielicznych osób, które lubią czytać i robią to.

Dlaczego? Chyba głównie dzięki temu, że nie czytałam lektur. No, chyba że akurat jakąś książkę skończyłam. Ale przeważnie byłam w trakcie i nie chciałam sobie przerywać. Polonistkę miałam na tyle normalną, że nie odpytywała ze szczegółów, a z przebiegu lekcji można się było z grubsza zorientować, o co chodziło.

Nie potrafiłam zrozumieć, po co miałabym przerywać sobie lekturę książki, która mi się podobała, i zaczynać inną, co do której jeszcze nie wiedziałam, czy w ogóle będę chciała ją czytać. Czytanie z przymusu wydawało mi się całkiem od czapy. W ogóle nie rozumiałam, po co chodzę do szkoły, a konkretnie do liceum, bo w podstawówce jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.

Szczerze mówiąc nadal nie rozumiem.

Miałam kiepskie oceny, ponieważ nie wiedziałam, jaki sens miałoby uczenie się. Nauka dla dobrych ocen jakoś mnie nie przekonywała. Spóźniałam się na lekcje, bo nie widziałam powodu, dla którego miałabym być punktualna. W zeszytach pisałam czym popadnie, czasem długopisem, czasem ołówkiem, a czasem flamastrem. Oprócz tego, co należało, zapisywałam też luźne myśli czy wiersze - szyfrem, na wypadek, gdyby ktoś chciał przeczytać. Coś tam rysowałam. Zeszyt od polskiego uzyskał adnotację, że jest skandaliczny.

Zaczęłam się uczyć dopiero przed maturą, bo chciałam zdać na studia. Nie od razu, początkowo i w studiowaniu nie widziałam sensu. Ale przekonał mnie mój ojciec mówiąc, że studia poszerzają horyzonty, że to przyjemny okres w życiu i że warto studiować to, co wydaje się ciekawe. To były poważne argumenty, które do mnie trafiły. Co nie oznacza, że byłam pilną studentką, ani że przestałam się spóźniać. Ale przynajmniej część zajęć rzeczywiście mnie interesowała.

Dopiero gdy zaczęłam pracować, zrozumiałam, jaki sens jest w tym, by dobrze wykonać zadanie. Ktoś coś zamawiał, potrzebował tego, czekał, płacił. W szkole jest wszystko na niby. I do niczego niepotrzebne. Wiem od znajomych nauczycieli, że stawiane przez uczniów pytanie „a po co nam to?” jest ich zmorą.

No ale po co?

6 komentarzy:

  1. W telefonie zaufania zmorą słuchających jest pytanie: po co żyć. Mimo to ludzie jakoś żyją. Ludzie kreatywni zadają pytania i (sic!) znajdują na nie odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sugerujesz, że nie jestem kreatywna? ;) Łatwiej mi znaleźc odpowiedź na pytanie, po co życ, niż po co wtedy chodziłam do szkoły. Z reguły ludzie chodzą ze względów towarzyskich, ale życie towarzyskie nie było wtedy moją mocną stroną. Więc po co?
    To taka zakamuflowana krytyka systemu szkolnictwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tez sie spozniam i ... pozno chodze spac :b

      Usuń
    2. A ja już się teraz rzadko spóźniam. Chyba że mi się godziny pomylą, jak ostatnio ;)

      Usuń