środa, 8 stycznia 2014

Oglądam się wstecz, patrzę wprzód, jestem


Gdy urodziłam moją pierwszą córkę, byłam zatrudniona w miejscu, do którego nie zamierzałam już wracać. Chciałam opiekować się małą, a potem znaleźć inną pracę. Jednak nic pewnego nie miałam na widoku. Czułam się jak w więzieniu, zamknięta w mieszkaniu z malutkim dzieckiem. Z nudów gimnastykowałam się rozwieszając pranie z niemowlęciem na ręku. Nie to że nie miałam co robić, przy małym dziecku nie brakuje zajęć, ale nie miałam z kim rozmawiać. Czekałam na męża, aż wróci z pracy. Pisałam długie maile, które następnie zgrywałam na dyskietkę. Nie mieliśmy wtedy jeszcze w domu internetu, nie odkryłam forów internetowych czyli wielkiej wioski matek podobnie spragnionych wymiany zdań z kimś dorosłym. Czułam się zamknięta, bezradna, odcięta od świata, od siebie samej sprzed kilku miesięcy.

Nagle dostałam propozycję pracy. Jakoś się wcisnęłam w trochę bardziej elegancką spódnicę (jeszcze na początku ciąży przeszyłam w niej guzik) i pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną. Okazało się, że mogę zacząć pracować zaraz po urlopie macierzyńskim. I co się stało? Moje więzienie znikło, mimo że nic się nie zmieniło. Nadal spędzałam długie godziny sama z malutkim dzieckiem. Ale patrzyłam na to moje kochanie i myślałam – jak ja się mam z nią rozstawać codziennie na kilka godzin? Przecież ona potrzebuje właśnie mnie. Przecież jestem z nią szczęśliwa. Uwielbiam czytać z małą pijawką przyssaną do piersi. Przepadam za 2-godzinnymi spacerami z dziecinką śpiącą w wózku i wcale mi nie przeszkadza to, że budzi się od razu, gdy wózek stanie. Sprawia mi przyjemność pranie i porządkowanie jej ubranek, sprawdzanie, które są już za małe, a do których dorosła... Tak, więzienie znikło.

Zadzwoniłam do mojego przyszłego dyrektora i powiedziałam, że bardzo mi zależy na tej pracy, ale ze względu na moją sytuację rodzinną nie mam na razie z kim zostawiać dziecka. I że jeśli to możliwe, chętnie podejmę pracę za kilka miesięcy. Udało się.

To doświadczenie pokazało mi, jak ważna jest perspektywa czyli punkt, z którego patrzymy, kontekst w którym jesteśmy – albo wydaje nam się, że jesteśmy – osadzeni.

Od wielu już lat nie nudzę się. Jestem spragniona ciszy i spokoju, potrzebuję być sama ze sobą, w skupieniu zbierać myśli i wspomnienia, porządkować świat istniejący w mojej głowie. Mam wrażenie, że staję się odludkiem. Zaczęłam się nawet bać sytuacji, gdy jestem pośród ludzi, wielu ludzi, zwłaszcza jeśli są do tego ściśnięci na małej przestrzeni. Teraz moim więzieniem bywa tłum.

Więzieniem bywają też codzienne obowiązki. Gdy kładę dzieci spać, myślę czasem, że to samo robiłam wczoraj i to samo będę musiała zrobić jutro i pojutrze, i... jeszcze długo, niewyobrażalnie wręcz długo.

Próbuję więc zmienić perspektywę. Patrzę wstecz i przypominam sobie, że był w moim życiu okres paraliżującej pustki. Starałam się jak najmocniej skupić na każdym doświadczeniu i nadać mu jak największe znaczenie, tak by na dłużej mi starczało, by dłużej mnie wypełniało. Rozciągałam chwile jak gumę do żucia, a wieczorami odliczałam minuty do czasu, gdy kładzenie się do łóżka mogło już mieć sens. Nie bałam się wtedy tłumu, lubiłam nawet ocierać się ramieniem o przechodzących obok ludzi.

Jeśli złożę tamto wspomnienie z obecnym uczuciem pogoni, mogę powiedzieć, że w moim życiu panuje równowaga, choć nie potrafię tego stwierdzić bez ironii.

Gdy patrzę wprzód, myślę, że być może dożyję czasu, gdy się zestarzeję. Nie, nie kupię sobie głośno cykającego zegara, który będzie podkreślał panującą wokół ciszę. Może będę się czuła samotna i nikomu niepotrzebna. Może docenię upragnioną swobodę i możliwość robienia z czasem, na co tylko mam ochotę i na co zdrowie pozwala.

Taka perspektywa pomaga mi zobaczyć, jak pełne doświadczeń i znaczeń jest moja teraźniejszość. Jak dużo w niej ciężaru, ale jest to też słodki ciężar, bo czuję się potrzebna.

Podobno warto żyć tu i teraz, ale życie w różnych czasach naraz pomaga mi złapać dystans. Wciąż dążymy do równowagi. Gdy mamy dużo zajęć, szukamy beztroski, gdy nasze życie staje się zbyt lekkie, szukamy ciężaru, gdy jesteśmy samotni, szukamy bliskości, gdy jesteśmy blisko, szukamy wolności. Wspomnienia i doświadczenia dostarczają nam ciężarków, które możemy kłaść na drugiej szali, już teraz.

A jest jeszcze perspektywa gwiazd, która przypomina – jesteśmy tu na mgnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz