Zaczęło się od
czapki.
Moja córka wrzuciła
czapkę mojego kolegi do jeziora. Take ma hobby. Nie zauważyliśmy
tego od razu, a potem nie udało się już czapki wypatrzyć. Pewnie
porwały ją jakieś tajemne wodne prądy, a może zjadł zaskroniec.
Ale że kolega był przywiązany do czapki, postanowił następnego
dnia rano jeszcze raz przyjrzeć się brzegowi jeziora. Czapki nie
znalazł, za to przyczepił się do niego bezpański pies, który był
skłonny pobiec za nim do domu i zapewne chętnie by razem
zamieszkał. Pies wylądował tymczasowo w znanym już i sprawdzonym
hotelu dla psów, ja zaś w okolicy jeziora rozwiesiam ogłoszenia.
Właściciel się nie znalazł, ale z ogłoszenia zadzwoniła
kobieta, która stwierdziła, że chętnie psa weźmie, bo zakładają
z mężem hodowlę kóz i potrzebują psa, który by tych kóz
pilnował. Pani odebrała psa z hotelu, a my poczuwszy się
przywołani do roli rodziców chrzestnych zwierzaka pojechaliśmy
zobaczyć jego nową rodzinę i kupić przy okazji kozie mleko.
Okazało się, że
poznałam już kiedyś nową właścicielkę psa: zabrałam ją na
stopa. Opowiedziała mi wtedy, że jej mąż ma niezwykły talent do
szkolenia psów, który odziedziczył po swoim dziadku, i że potrafi
ustawić każdego psa. Niedawno z nudów nauczył psa szukać
narkotyków. Zdziwiona zapytałam wtedy, skąd miał narkotyki.
Odpowiedziała: nad rzeczką Ilanką rosną różne rzeczy i można
znaleźć sreberka... Jej mąż – jak się okazało – uwielbia
chodzić po lesie. Niedawno znalazł świnkę bengalską:
rzeczywiście mogliśmy ją obejrzeć w zagrodzie obok jedynej na
razie kozy. Opowiedział też, że spotkał w okolicznych lasach
rysia. Wzięliśmy mleko i żadne z nas nigdy więcej tam nie pojechało.
No i jaki z tego morał?
Chyba tylko taki, że czasem wskazują nam drogę sploty wydarzeń,
które nie mają żadnego znaczenia. Przyglądamy im się uważnie,
staramy się nadać porządek, odszukać regułę, nanizać na nitkę
paciorki sensu. Ale nic z tego nie wychodzi. Czasem przydarzają nam
się historie, które żadnego sensu nie mają.
Tak jak ten tekst.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz