czwartek, 24 stycznia 2013

Ach, ta dzisiejsza młodzież!

Niedawno wysłuchałam podanej z drugiej ręki opowieści o córce pewnej kobiety. Dziewczyna w wieku 13-14 lat zaczęła się bardzo wyzywająco ubierać, a jej mama nijak nie mogła sobie z tym poradzić. Nie pomagały groźby ani zakazy. Nie pomogło też posłanie jej do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne – wręcz przeciwnie, okazało się że towarzystwo tam miała jeszcze gorsze niż w zwyczajnym gimnazjum. W opowieści tej było dużo winnych. Przede wszystkim ta dzisiejsza młodzież. Rozbita rodzina, bo nastolatkę wychowywała samotna matka. Media, które atrakcyjnością seksualną mierzą wartość człowieka.

Zaczęłam się zastanawiać, co ta dziewczyna chciała uzyskać odkrywając pępek i zakładając bardzo krótkie spódniczki. Jakie potrzeby stały za takim jej zachowaniem. Potrzeba uwagi? Potrzeba bycia akceptowaną? Potrzeba odróżnienia się od mamy? Potrzeba miłości? I czemu wybrała właśnie taki sposób?

Zapytałam o to moją rozmówczynię, ona jednak nie znała odpowiedzi mimo wielu godzin przegadanych z mamą tej dziewczyny. Być może tamta kobieta tak mocno skupiła się na narzekaniu i szukaniu winnych, że nie próbowała zrozumieć córki.

Jestem bardzo uwrażliwiona na krytykowanie nastolatków. Zbyt dobrze pamiętam, jak mnie krytykowano. A w pewnym momencie, jakoś tak niepostrzeżenie moi rówieśnicy też zaczęli narzekać na dzisiejszą młodzież.

Lubię opowieść o astronomie królewskim, którą przeczytałam kiedyś bodajże w „Losach gorszych od śmierci” Kurta Vonneguta. Astronom ten przekazywał królowi ważne informacje o gwiazdach i planetach. Pewnego dnia przerażony oznajmił, że zbliża się koniec świata, ponieważ gwiazdy bledną. Okazało się jednak, że gwiazdy świecą równie jasno jak zwykle – to astronom zaczął tracić wzrok ze starości.

Ach, ta dzisiejsza młodzież! Za moich czasów...! A nie to co teraz!

Może mam zbyt młodą i niedojrzałą duszę, by myśleć w ten sposób. Wciąż jestem na różnych progach i nie umiem powiedzieć, czy są łatwiejsze czy trudniejsze do przejścia od tamtych z czasu, gdy miałam naście lat. Pamiętam też, jak narzekanie starszych na młodzież raniło mnie i jaką wzbudzało złość.

A jednak wielokrotnie wpadałam w pułapkę narzekania na innych.

Często na kogoś albo na coś narzekamy. Lekarze narzekają na pacjentów, a pacjenci na lekarzy. Nauczyciele narzekają na uczniów, a uczniowie na nauczycieli. Rodzice na dzieci, a dzieci na rodziców. Szefowie na pracowników, a pracownicy na szefów. Wszyscy zgodnie narzekamy na ciężkie czasy i na media.

Tak jak wyzywający strój pełnił ważną rolę dla nastolatki z opowieści, tak samo narzekanie musi mieć jakąś funkcję. Myślę, że pozwala nam zrzucić z siebie odpowiedzialność. Narzekając mówimy: to nie moja wina, że się nie udaje. Zapominamy, że możemy być odpowiedzialni tylko za siebie, za swoje słowa i czyny. Bierzemy odpowiedzialność za innych, a potem ją odrzucamy, bo zbyt nam ciąży.

Co zrobić, by on chodził do szkoły? Co zrobić, by ona ubierała się przyzwoicie? Co zrobić, by on przestał pić? Możemy podejmować różne działania, ale ich efekt zawsze pozostanie niepewny. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co zrobimy, ale nie jesteśmy odpowiedzialni za to, jaką decyzję podejmie druga osoba. Może ta niepewność jest częścią szacunku do innych? Mogą nas zaskoczyć, bo nie należą do nas.

Czesław Mozil w „Maszynce do świerkania” śpiewa tak: I czule do niego rzekła: ty jesteś rodem z piekła, ja jestem rodem z nieba, nic więcej nam nie potrzeba. Ty jesteś starym gratem, ja cię naprawię zatem, zmienię ci obudowę i włożę części nowe. Piosenka ta przypomina mi opowieści żon alkoholików o tym, jak próbują naprawiać swoich mężów. I myślę, że w chęci podporządkowania kogoś swojej woli nie ma szacunku.

Próbujemy naprawiać innych, a potem narzekamy, gdy naprawa nie przebiega zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Inni też próbują nas naprawiać i narzekają.

A gwiazdy? Gwiazdy wciąż świecą jasno. 
 

2 komentarze:

  1. Fajnie napisane :)
    Coś w tym musi być, że dziecko chce coś zasygnalizować takim zachowaniem/ ubieraniem się. czasami nachodzi mnie myśl, czy ja dam sobie radę z ewentualnymi takimi postawami mojej Młodej...
    Ja się nie "buntowałam". Nie za bardzo miałam przeciwko czemu... Mam nadzieję, że Jej też tworzymy dom, rodzinę, gdzie niepotrzebne będą takie akcje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post. Masz dużą zdolność postrzegania.

    OdpowiedzUsuń