poniedziałek, 24 czerwca 2013

Na rozstajnych drogach


z dziewczyny w deszcz na starą
kobietę za łańcuchem Wyjechała
Nie mieszkała
Nie spotkali się nigdy – Wiktor Woroszylski

Rozstaje to miejsca magiczne, a ich magia wiąże się z liczbą 3. Pierwsza droga rozciąga się za nami, tą przyszliśmy. A przed nami dwie różne drogi. Przez jakiś czas po prostu szliśmy. Może byliśmy zadowoleni z naszej drogi, a może oczekiwaliśmy odmiany losu. Jednak nie pozostawało nam nic innego niż iść naprzód.

A na rozstajach przystajemy. Wahamy się, zastanawiamy. Którą drogę wybrać? Czasami oglądamy się za siebie szukając rady w przeszłości. Albo zdajemy się na ślepy los. Umawiamy się sami ze sobą, że jeśli wyciągniemy dłuższą trawkę, skręcimy w lewo. Prosimy wróżkę, by zajrzała w przyszłość. Bywa, że mamy przy sobie mapę. Słuchamy podpowiedzi, dobrych i złych. Złych jak w rosyjskiej bajce o dwóch siostrach, które rada Kukawki-Złoślawki („Kuku! Kuku! Moje drzewo! Skręć dziewczyno teraz w lewo!”) zawiodła wprost w łapy niedźwiedzia. Decyzja nie zawsze jest łatwa. Wypisujemy z jednej strony kartki konsekwencje wyboru danej ścieżki, a z drugiej strony – konsekwencje wyboru innej.

Nasze drogi są pełne rozstajów. Niektórych wcale nie zauważamy, tak oczywisty wydaje nam się wybór. Są tacy, co twierdzą, że przeznaczenie nas prowadzi. Ja jednak sądzę, że na rozstajnych drogach podejmujemy jakieś decyzje i żegnamy odrzucone możliwości. Być może gdzieś istnieją równoległe rzeczywistości, do których zaprowadziłyby nas inne drogi. Nigdy ich nie poznamy.

Wybierając żyjemy, a jednocześnie pozwalamy umrzeć niewybranym drogom.

Osoby, którym trudno jest zrobić krok w jedną bądź drugą stronę, obawiają się stracić którąś z możliwości. Chciałyby pójść obiema drogami i nie pożegnać żadnej. Jeżeli rozstaje są problemem do rozwiązania, to wybór drogi jest rozwiązaniem. A każde rozwiązanie zawiera w sobie stratę, bo rezygnujemy z innego rozwiązania.

Czasem zastanawiamy się, co by było gdyby, że może lepiej by się wszystko ułożyło... Wtedy jesteśmy w stanie żałoby po niewybranej drodze. Jeszcze nie chcemy pozwolić umrzeć tamtej możliwości.

Uczę się myśleć, że wszystkie moje decyzje były słuszne. Że zawsze postępowałam najlepiej, jak mogłam, będąc taka jaka byłam i wiedząc to, co wtedy wiedziałam. Wybrałam więc drogę akceptacji dla własnych decyzji. Nie chcę już się tłumaczyć ani udowadniać, że właśnie tak było najlepiej. Ani usprawiedliwiać, bo przecież można było inaczej. Nie dziwi mnie, że na rozstajnych drogach budowano kapliczki i stawiano figury świętych. Potrzebujemy błogosławieństwa dla naszych wyborów.

Tak naprawdę nie możemy nie wybrać. Na rozstajach możemy być tylko przez jakiś czas. Jeśli nadal się wahamy – wybieramy stan zawieszenia, oczekiwania, a opuszczamy drogę dążenia.

Nie pamiętam, który z filozofów to powiedział: śmierć jest niemożliwością dalszych możliwości. 
 

2 komentarze:

  1. dopóki na krańcu drogi tkwi jeszcze możliwość kolejnego wyboru - to żyjesz.

    OdpowiedzUsuń