środa, 15 maja 2013

Słowa wypowiedziane w złą godzinę


Moje dzieci przypominają mi, jak ważne są słowa. Czasem w ich wypowiedziach ropoznaję siebie, czasem innych członków naszej rodziny. Gdy któraś z córek zwróci się do mnie tak, jak ja się zwracam do nich – słyszę te słowa na nowo, nagle przestają być przezroczyste i zwyczajne, ich znaczenie wyłania się wyraźnie... Bywa że bolą.

W „Skarbnicy baśni polskich” mam baśń o Siostrze siedmiu kruków. Zaczyna się zwyczajnie. Matka miała synów, którzy zamiast pomóc jej w gospodarstwie, szumieli po izbie. Gdy zobaczyła rozlany rozczyn na chleb, zawołała w wielkim gniewie: „A bodajeście czarnymi krukami we świat polecieli”.

A wtedy?

Matko, wielka twoja wina,
Idzie drogą zła godzina,
Idzie, idzie przy twej ścianie...
Coś wyrzekła, to się stanie.

Brudne skarpetki wetknięte w fotel. Otwarta szuflada, na podłodze nożyczki. Na stole rozlany sok, obok wyciągnięty z lodówki kartonik i osobno nakrętka. I tak dalej. Czasem mam wrażenie, że nic tylko sprzątam i zaganiam do sprzątania, i zrzędzę.

A bodajeście...”

A potem kładę na jednej szali brudne skarpetki (wetknięte w fotel), a na drugiej wszystkie wyrzucone przeze mnie słowa wraz ze łzami, złością i urazą dzieci. I myślę: no ale co z tego, że skarpetki?

Moje córki uświadamiają mi też, jak często w mojej rodzinie oskarżamy się nawzajem i – co jest lustrzanym odbiciem – usprawiedliwiamy przed innymi. „Nie mogłaś inaczej ustawić swojego roweru? Jak ja mam teraz niby wyciągnąć swój?!” - usłyszałam ostatnio. No i jak na to zdanie odpowiedzieć bez usprawiedliwiania się i bez kontrataku?

W bajce synowie jako kruki w świat polecieli. Matka umarła ze zgryzoty, a chłopców uratowała ich siostra.

Wojciech Eichelberger napisał gdzieś, że nastolatki są jak pełne walizki. Pełne tego, co rodzice wcześniej w nie włożyli. Albo jak wystrzelone strzały. W pewnym momencie ich los wymyka nam się z rąk, choć nadaliśmy mu tor. Niektóre słowa wypowiedzieliśmy w złą, inne w dobrą godzinę.

Profesor Maria Orwid podobno twierdziła, że potrzeba sześciu pokoleń, by trwale zmienić wzorce rodzinne. A więc... powoli. Powoli, bo i tak każdy krok jest duży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz