poniedziałek, 6 maja 2013

O co chodzi z tym „tu i teraz”?

Umiejętność bycia „tu i teraz” wydaje się być lekarstwem na wiele problemów. Smutek i nostalgia mają wynikać z życia w przeszłości, niepokój - z życia w przyszłości. Z jednej strony taka wizja jest dla mnie pociągająca, ale z drugiej wywołuje też wahania i wątpliwości.

Gdy myślę: „tu i teraz” - widzę las, widzę lato, czuję żar bijący od ognia, zmęczenie towarzyszące wysiłkowi fizycznemu, kojarzy mi się bycie w kontakcie ze swoimi emocjami, oczy drugiego człowieka. Życie chwilą, życie tym, co przynosi dzień i noc. 

Myślę o opisywanych przez Cejrowskiego Indianach zamieszkujących puszczę, którzy nie liczą lat, ponieważ w ich klimacie nie występują pory roku, a dzień i noc mają zawsze po 12 godzin. Nie robią zapasów na zimę, nie gromadzą opału, nie potrzebują ciepłych ubrań. Gdy widzą, że w  ich domostwach jest już zbyt wiele robactwa, w rzece za mało ryb, a w lesie za mało zwierzyny - szukają miejsca na nową siedzibę przechodząc najpierw przez rzekę, by symbolicznie i faktycznie zmyć z siebie brud związany z zasiedzeniem. Po co mieliby planować?

Gdy myślę: „tu i teraz”, myślę: „trwaj chwilo, chwilo, jesteś piękna”. Jednak gdy czuję się nieszczęśliwa, przywoływanie dobrych wspomnień pomaga mi odnaleźć w sobie siłę, a marzenia pozwalają uwierzyć, że może być inaczej. Gdyby nie pamięć i wybieganie myślami naprzód - nie próbowałabym nic zmienić. Sądzę, że warto żyć we wszystkich trzech czasach, w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zdolność gromadzenia wspomnień, doświadczeń, wiedzy i zdolność planowania są wielkim bogactwem naszego gatunku, pozwalają nam się uczyć.

Ale może faktycznie teraźniejszości jest za mało w moim przeżywaniu. „Powinieneś medytować 20 minut dziennie, chyba że nie masz czasu: wtedy godzinę” - głosi ponoć powiedzenie ZEN. Zdecydowanie należę do osób, które powinny medytować godzinę dziennie, i oczywiście tego nie robię. Zresztą medytacja nie jest moją mocną stroną - nawet jeśli uda mi się przestać podążać za myślami, które niemal nieustannie pędzą przez moją głowę (często nawet we śnie), mój umysł produkuje obrazy. Ale to już jest chyba zupełnie dobry trop. 

Wydaje mi się, że medytacja, zapatrzenie się w zieleń drzew, zasłuchanie w śpiew ptaków i wszytko to, co kojarzy mi się z byciem „tu i teraz”, daje więcej oddechu, przestrzeni i czasu. Tak jak wykonywanie ćwiczeń rozciągających sprawia, że nasze kręgi oddalają się od siebie, a my stajemy się trochę wyżsi i bardziej elastyczni. Oddychamy przecież tylko w teraźniejszości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz