Jakiś czas temu
uczestniczyłam w weekendowym zjeździe terapeutycznym, na którym
wraz z innymi uczestniczkami analizowałyśmy nasze genogramy.
Genogram jest to rodzaj drzewa genealogicznego wzbogaconego o
dodatkowe informacje na temat naszych bliskich, takich jak rodzaj
łączących ich relacji, ewentualny romans z kieliszkiem, samobójcza
śmierć itp. Są również przewidziane odpowiednie znaki dla
naturalnego i dla sztucznego poronienia.
Doświadczenie było
ogólnie ciekawe i budujące. Wszystkim nam nasunęła się
refleksja, że nie ma normalnych rodzin, wręcz przeciwnie – w
żadnej nie brakuje trupów lepiej lub gorzej poukrywanych w szafach.
Zobaczyłyśmy wyraźnie, jak powszechne są takie zjawiska jak
alkoholizm i rozwody. Niektórzy nasi przodkowie kończyli życie
popełniając samobójstwo. Zaskoczyło nas, jak wielu jest wśród
nas homoseksualistów.
Myślę, że naszą
grupę tworzyły otwarte i tolerancyjne kobiety. Każda z nas
pokazała swój genogram i opowiedziała własną, niepowtarzalną
historię rodzinną. A jednak po jakimś czasie dotarło do mnie, że
jeden temat nie przewijał się prawie wcale. Aborcja.
Być może jako grupa
stanowiłyśmy w jakiś sposób odbicie społeczeństwa. Mówiłyśmy
o tym, o czym się mówi. Może nawet wiedziałyśmy tylko to, o czym
wolno mówić, o czym opowiedzieli nam nas rodzice i dziadkowie.
O homoseksualiźmie
jest ostatnio głośno. I pewnie dlatego to homoseksualiści byli dla
nas największym wspólnym odkryciem na spotkaniu. A więc w Twojej
rodzinie też...? Ten temat wyłania się spod dywanu, pod który
latami był zmiatany. I ogromnie mnie to cieszy. Z daną orientacją
człowiek się rodzi i niezależnie od niej chce po prostu żyć bez
konieczności ukrywania się.
Aborcja nadal – a
może na nowo – tkwi pod dywanem. A przecież w pokoleniu mojej
mamy zabiegi usunięcia ciąży były legalne i powszechne. Wiele
kobiet decydowało się na „skrobanki”, niektóre kilkukrotnie. A
w genogramach nic... Nie chcemy się przynać? A może nasze mamy nie
ufają nam na tyle, by zwierzyć się z tego doświadczenia? Zgodnie
z panującym obecnie sposobem mówienia należałoby je okrzyknąć
pokoleniem morderczyń własnych nienarodzonych dzieci. Ale taka
narracja ściera zaufanie, bliskość, porozumienie. Te historie
rodzinne są jak białe plamy, zawirowania powietrza. A przecież są,
nawet jeśli nie zostały wypowiedziane.
Są to prawda. Trudno o tym mówić, a szkoda, bo każdy trup w szafie w końcu zaczyna śmierdzieć , prawda...?
OdpowiedzUsuńPewnie tak... To znaczy wszystko to, co uznamy za trupa i zamkniemy w szafie. Myślę, że nie bez znaczenia są też nasze oczekiwania odnośnie tego, co inni powinni pozamykać w szafach. Teraz przyszło mi do głowy, że nasz stosunek wobec aborcji może mieć związek z naszym stosunkiem wobec swoich matek.
OdpowiedzUsuń