środa, 24 kwietnia 2013

Jakie historie rodzinne wolno opowiadać


Jakiś czas temu uczestniczyłam w weekendowym zjeździe terapeutycznym, na którym wraz z innymi uczestniczkami analizowałyśmy nasze genogramy. Genogram jest to rodzaj drzewa genealogicznego wzbogaconego o dodatkowe informacje na temat naszych bliskich, takich jak rodzaj łączących ich relacji, ewentualny romans z kieliszkiem, samobójcza śmierć itp. Są również przewidziane odpowiednie znaki dla naturalnego i dla sztucznego poronienia.

Doświadczenie było ogólnie ciekawe i budujące. Wszystkim nam nasunęła się refleksja, że nie ma normalnych rodzin, wręcz przeciwnie – w żadnej nie brakuje trupów lepiej lub gorzej poukrywanych w szafach. Zobaczyłyśmy wyraźnie, jak powszechne są takie zjawiska jak alkoholizm i rozwody. Niektórzy nasi przodkowie kończyli życie popełniając samobójstwo. Zaskoczyło nas, jak wielu jest wśród nas homoseksualistów.

Myślę, że naszą grupę tworzyły otwarte i tolerancyjne kobiety. Każda z nas pokazała swój genogram i opowiedziała własną, niepowtarzalną historię rodzinną. A jednak po jakimś czasie dotarło do mnie, że jeden temat nie przewijał się prawie wcale. Aborcja.

Być może jako grupa stanowiłyśmy w jakiś sposób odbicie społeczeństwa. Mówiłyśmy o tym, o czym się mówi. Może nawet wiedziałyśmy tylko to, o czym wolno mówić, o czym opowiedzieli nam nas rodzice i dziadkowie.

O homoseksualiźmie jest ostatnio głośno. I pewnie dlatego to homoseksualiści byli dla nas największym wspólnym odkryciem na spotkaniu. A więc w Twojej rodzinie też...? Ten temat wyłania się spod dywanu, pod który latami był zmiatany. I ogromnie mnie to cieszy. Z daną orientacją człowiek się rodzi i niezależnie od niej chce po prostu żyć bez konieczności ukrywania się.

Aborcja nadal – a może na nowo – tkwi pod dywanem. A przecież w pokoleniu mojej mamy zabiegi usunięcia ciąży były legalne i powszechne. Wiele kobiet decydowało się na „skrobanki”, niektóre kilkukrotnie. A w genogramach nic... Nie chcemy się przynać? A może nasze mamy nie ufają nam na tyle, by zwierzyć się z tego doświadczenia? Zgodnie z panującym obecnie sposobem mówienia należałoby je okrzyknąć pokoleniem morderczyń własnych nienarodzonych dzieci. Ale taka narracja ściera zaufanie, bliskość, porozumienie. Te historie rodzinne są jak białe plamy, zawirowania powietrza. A przecież są, nawet jeśli nie zostały wypowiedziane.

2 komentarze:

  1. Są to prawda. Trudno o tym mówić, a szkoda, bo każdy trup w szafie w końcu zaczyna śmierdzieć , prawda...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie tak... To znaczy wszystko to, co uznamy za trupa i zamkniemy w szafie. Myślę, że nie bez znaczenia są też nasze oczekiwania odnośnie tego, co inni powinni pozamykać w szafach. Teraz przyszło mi do głowy, że nasz stosunek wobec aborcji może mieć związek z naszym stosunkiem wobec swoich matek.

    OdpowiedzUsuń