Pieluszka, poduszka,
pluszak, kocyk. Ukochany, często obdarzony imieniem, daje ukojenie i
poczucie bezpieczeństwa. Bez niego dziecko nie zaśnie. Nie wolno go
zgubić, a czasem nawet wyprać.
W psychologii (a dokładniej w psychoanalitycznej teorii relacji z
obiektem) taki miś jest uznawany za element konieczny do
prawidłowego rozwoju tożsamości.
Wedle
tej teorii, noworodek nie wie, że inni ludzie są od niego odrębni,
nie zna granic między sobą i światem. Nie rozumie, że między
potrzebą a jej zaspokojeniem ma miejsce komunikat. Żeby się komunikować, trzeba wierzyć, że inni ludzie istnieją i że nie rozumieją automatycznie, o co nam chodzi. A więc, że są odrębni. Płacz noworodka nie
jest wezwaniem ani prośbą, lecz wyrażeniem głodu, bólu,
dyskomfortu lub nudy. Jeśli jego potrzeby są zaspokojone, czuje się
szczęśliwy. Jeśli nie – pogrąża się w rozpaczy, a że nie ma
poczucia czasu, „chwila” i „wieczność” oznaczają dla niego
to samo. Wierzy tylko w to, co jest teraz.
Z
czasem dziecko zyskuje poczucie własnej tożsamości, uczy się, że
inni ludzie istnieją niezależnie od niego, i że samo jest odrębne
od innych. Nauka ta trwa w najintensywniejszym wydaniu mniej więcej
przez pierwsze 3 lata życia. Właśnie dlatego małe dzieci
uwielbiają zabawę w a-kuku, uczą się dzięki niej, że ludzie
nadal istnieją, mimo że znikają im sprzed oczu. Dla nas,
dorosłych, jest to oczywiste, ale dla dzieci to wielkie odkrycie, do
którego stopniowo dochodzą.
No
i ukochany miś ma do spełnienia ważną rolę. Jest fachowo
nazywany obiektem przejściowym – czymś pomiędzy, na granicy, na
styku. Nie jest tak do końca częścią świata wewnętrznego jak
np. fantazja, ale nie jest też częścią świata zewnętrznego, jak
inni ludzie. Naprawdę żyje, ma imię i charakter, ale z drugiej strony jest też sztuczny
i pluszowy. Jest trochę realny i trochę magiczny.
Bardzo
lubię tę teorię, więc gdy moja starsza córka była malutka, z
napięciem czekałam na tego jedynego, ukochanego misia. Ale się nie
doczekałam. Owszem, zaobserwowałam prawo pierwszej nocy – córka
spała raz z każdym nowym pluszakiem. Bawiła się wieloma, wielu
nadawała imiona. Ale żaden nie był jej jakoś szczególnie
potrzebny.
Potem
dowiedziałam się, że jest to typowe dla dzieci karmionych piersią
przez 2, 3 czy 4 lata. One z zasady nie mają obiektów
przejściowych. Gdyby się uczepić teorii, można by dojść do
wniosku, że nie rozwijają się normalnie. Z drugiej strony można
też uznać, że ta teoria powstała w czasach, gdy dzieci były
przeważnie krótko karmione piersią, albo też nie były wcale.
Inny kontekst tworzy inną normę.
Ale
nie jest to takie proste z tym brakiem obiektu przejściowego. Bo
dzieci karmione piersią mają odrębną relację z mamą i odrębną
z piersiami. Kochają cycusie, całują je i przytulają, gniewają
się na nie i obrażają. Rozmawiają z nimi, opowiadają im swoje
przygody, pytają o samopoczucie. Słyszałam o trzylatku, który
wyliczał, kto siedzi przy stole: „Ja, tata, mama, cycusie. Ctely
ludzie”.
W
pewnym momencie (średnio w wieku 3 lat), magiczna moc ukochanych
cycusiów lub ukochanych misiów słabnie. Stają się mniej ważne.
Zostają w magicznej krainie wczesnego dzieciństwa, a jeszcze
niedawno tak bardzo z nimi związane dzieci... rosną.
Fajny tekst :)
OdpowiedzUsuńNo i moja Młoda też potwierdza regułę braku ukochanych misiów u długo ssących ssaków ;) Chociaż do cycków też nie gada i raczej nie są dla niej odrębnymi bytami ;)
Bardzo ciekawa teoria :) biust jako obiekt przejściowy ;)
OdpowiedzUsuńMoje dziecko jest potwierdzeniem teorii - rownież wyczekiwalam jedynego misia, ale nic z tego.
ni ma ulubionego misia. Na samym poczatku wcale mi nie zalezalo (w przeciwienstwie do babci) zeby dziecko mialo pryztulanke ulubiona (bo pamietac o niej, szukac zguby czy kupowac dwie takie same bo masakra jak sie przytlanka ulubiona zgubi to nie dla mnie) . teraz w sumie tez mi nie zalezy, babcia trzylatka ostatnio mu do lozka misie wprowadzila - i mamy pol lozka misiow ;) ale bez wielkiej milosci, zyc sie bez nich da, i spac.
OdpowiedzUsuńNatomiast najlepsza zabawa (ale taka dosc swiadoma ) jest zabawa w "ciemlika" - zaczelo sie od (nie)caalkiem powaznego wkladania mi rak w dekolt przez trzylatka "chcem mleko" ( z nudow, bo siostra noworodek pije). ewaluowalo w zabawe w ciemlika czyli przewalanie sie po podlodze i wkladanie rak za koszule :) Rozbawia go to do lez i zaspokaja potrzeby przejsciowe:)
O proszę, to o moim synku! Ma sporo pluszaków, kilka jest bardziej ulubionych niż inne, ale żaden nie jest TEN jedyny. Spać z nimi też nie musi - ale cycuś do snu MUSI być. :)
OdpowiedzUsuń