Za
zgodą Autorki zamieszczam tekst Olgi Solarz opublikowany w książce
pt. „Cmentarz – miejsce (nie)obecnych” (red. O. Solarz, Nowica
2013). Miałam okazję zajrzeć do tej książki na wakacjach, na
bazie namiotowej w Radocynie, w Beskidzie Niskim. A że lubię
śledzić wątki pogańskich wierzeń, szczególnie wierzeń
dotyczących żeńskich mocy i roli kobiet, tekst wciągnął mnie
błyskawicznie.
Chodzi
o czas obecny i miejsce nieodległe – leżącą na Ukrainie wieś
Otroków. Tajemniczy nagrobek Dziewczynki-Wróżki, dzięki któremu
można sprowadzić deszcz. Naprawdę można.
Przeczytajcie.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Pochowana
prawda
Ogrom
problemów, ślady, jakimi rozporządzamy,
tak kruche i wątłe,
przeszłość na olbrzymich połaciach,
tak nieodwracalnie
unicestwiona, podstawy naszych teorii,
tak nietrwałe, że każde
rozpoznanie na miejscu stawia
badacza w sytuacji chwiejnej, w której
najbardziej pokorna
rezygnacja wiedzie spór z szaleńczymi
ambicjami: badacz
wie, że to, co najistotniejsze, jest już
stracone, że wszystkie
jego wysiłki sprowadzają się do grzebania
na powierzchni;
a nuż jednak natrafi się na cudownie zachowaną
wskazówkę,
z której wytryśnie światło? Nic nie jest możliwe,
a zatem
wszystko jest możliwe. Noc, wśród której poruszamy się
po omacku, jest dla nas zbyt ciemna, abyśmy mogli cokolwiek
twierdzić na jej temat, nawet to, że jej przeznaczeniem jest trwać
- C. Lévi-Strauss, Smutek tropików, Warszawa 1964, s. 240.
O
kamiennym nagrobku „dziewczynki-wróżki” usłyszałam jeszcze
przed wyjazdem na Podole. Wiedziałam, że wedle miejscowej
tradycji
w czasie suszy młode wdowy przychodzą na cmentarz
i obracają go,
by wywołać deszcz, niemniej trudno mi było sobie
wyobrazić, jak
wygląda i w jaki sposób wprowadzają go w ruch. Do głowy
przychodził obraz piaskowcowego wilka z Kryłowa (dziś
pomalowanego
farbą olejną i wkomponowanego w kaplicę z figurą
świętego Mikołaja), który w obiegowej opinii związany był z
kultem Welesa – bóstwem magii i świata umarłych. Zgodnie z
lokalną legendą przed wschodem słońca przychodziły do niego
kobiety niemogące zajść w ciążę, siadały okrakiem, głaskały
po brzuchu i szeptały zaklęcia do ucha /Źródło:
www.krylow.info/sanktuarium/historia.xhtml
(pobrano 09.11.2012)/. To skojarzenie z „dziewczynką-wróżką”
wywoływały wspólne dla obydwu przypadków
mianowniki: kobieta o zachwianej kobiecości (młoda wdowa i młoda
bezdzietna), magia oraz zaświaty. Ten łatwy do odszyfrowania rząd
semantyczny kobieta
–praktyki magiczne– świat umarłych nie
zaspokajał mojej ciekawości, odwrotnie –
w przypadku
otrokowskiej figury rodził wiele pytań, ale przede wszystkim
intrygowało, co sami mieszkańcy sądzą na jego temat.
Otroków
to wieś leżąca na płaskowyżu malowniczej krainy dawnego Państwa
Mińkowieckiego. Strome zbocza, wapienne wychodnie, głębokie jary,
wartkie rzeki i jednocześnie rozległe pola były idealnym miejscem
dla osadnictwa, stąd nieprzerwanie
od neolitu tereny te zasiedlał
człowiek. Rzecz jasna pozostawiał po sobie ślady kultury,
które
jako reminiscencje dotrwały do współczesności. I
tak, jak remontowane przez
nas pochówki w kamiennych obstawach na
cmentarzu prawosławnym czy na kirkucie
można hipotetycznie uznać
za echo pochówków w skrzyniach z okresu kultury amfor
kulistych,
tak raczej wątpliwości nie wzbudza powiązanie nazwy Furia, którą
miejscowa ludność określa wiedźmę, z postacią Ignacego Ścibór
Marchockiego. Ów szlachcic,
właściciel ziemski znany nie tylko z
licznych reform, ale i z fascynacji antykiem, wprowadzał w swoich
włościach zwyczaje wzorowane na kulturze dawnej Grecji i Rzymu,
dlatego spotykane w inskrypcjach nagrobnych imię Agrypina, czy
wspomniana wyżej Furia przemawiają za taką, a nie inną
interpretacją. Jednak działalność Reduxa, to raptem historia o
200-letniej tradycji, stąd nie tak trudno dekodować znaki tamtych
czasów, inaczej rzecz się ma z pogańską wizją świata Słowian,
której artefakty stapiając się z chrześcijaństwem, nie są już
tak czytelne. A jednak pozostałości te,
choć
transformowane i okraszone wątkami chrześcijańskimi, ciągle
pozostają żywe,
świadectwem czego jest choćby
„dziewczynka-wróżka”.
Cmentarz
położony w najwyższym punkcie miejscowości przestał pełnić
funkcję grzebalną
na początku XX wieku. Podzielony na dwie części: starą z
pochówkami
z pierwszej połowy wieku XIX oraz nową, na której
chowano od lat 60. XIX wieku
do początku XX. Wszystkie otrokowskie
nagrobki wykonane są z miejscowego
wapienia, różnią się jedynie
stylistycznie, przy czym łatwo odróżnić te najstarsze
o
charakterystycznych maltańskich krzyżach wstawianych bezpośrednio
do ziemi, bez kamiennych podstaw, od najnowszych, składających się
zazwyczaj z trzech
części – podstawy, cokołu i krzyża.
Cmentarz okalają dwumetrowe, niedające większego cienia
drobnolistne krzaki, przez co latem, w panujących tam upałach
przyjmuje
on kolor sawanny. Sucha trawa i setki pokrytych porostami
wapiennych krzyży podkreśla obcość tej przestrzeni, uwypuklając
żywe na zewnątrz. „Dziewczynka-wróżka”
znajduje się w jego
starszej części, w samym rogu, na lewo od wejścia. Wokół niej
nie ma innych nagrobków, przez co już przy pierwszym wrażeniu
wygląda na pochówek odmienny – eksterytorialny, usunięty z
przestrzeni umarłych.
Wiadomo,
iż w kątach cmentarza, czy przy granicach grzebano samobójców
(najczęściej wisielców i topielców), tragicznie zmarłych,
nieochrzczone dzieci
oraz innowierców. Ten zwyczaj do dziś
przestrzegany jest w Otrokowie na czynnym
cmentarzu, który położony
jest 200 metrów dalej. Usłyszałam
o tym pod sklepem,
czyli miejscem spotkań towarzyskich, a przez to
najlepszym punktem informacyjnym. Mój rozmówca, mężczyzna w wieku
37 lat, gadatliwy kawaler spędzający tam
wiele czasu, a co za tym
idzie kontynuator tradycji mówionej, nie skąpił mi informacji.
Chowanie wisielców i topielców z dala od zwykłych umarłych
wyjaśniał, posługując się chrześcijańską kategorią grzechu,
jednocześnie tłumaczył ich decyzje
komplikacjami w życiu
osobistym, odwołując się do terminologii psychologicznej.
Ta
ambiwalencja w stosunku do samobójców jest ciekawą transformacją,
wynikającą
najpewniej z oglądania coraz popularniejszych na
Ukrainie programów telewizyjnych
poświęconych zagadnieniom
społecznym, albowiem nawet w czasach wojującego
z religią
komunizmu samobójcy byli skazani na społeczną śmierć.
Separacja
wisielców, topielców, tragicznie umarłych, nieochrzczonych dzieci
oraz innowierców od tych, którzy odeszli w sposób ludzki, wynika z
ich nieuregulowanego stosunku do wiary. Samobójcy swoim czynem
sprzeniewierzyli się prawom
ustanowionym przez Boga, tragicznie
umarli odeszli w grzechu, bo bez spowiedzi
i ostatniego
namaszczenia, dzieci nieochrzczone – rzecz jasna bez chrztu, zaś
innowiercy już za życia znajdowali się w kategorii obcych –
bezbożnych. Łączy ich
nieuczestniczenie w którymś z
najważniejszych rytuałów przejścia chrześcijanina,
a więc w
rytuale włączenia w ludzką ekumenę, jakim jest chrzest lub
wyłączenia
poprzez akt skruchy i prawdziwy pogrzeb (S. Sikora,
Cmentarz. Antropologia pamięci, „Polska Sztuka Ludowa –
Konteksty” 1986, t. 40, z. 1–2, s. 60). Podobnie jak wiedźmy,
upiory, zmory,
płanetników i inne istoty ludzkie czyniące zło za
życia czeka ich pośmiertna ekskomunika uniemożliwiająca
dostąpienia zbawienia. W ten sposób nie trafiają ani do piekła,
ani do raju. Błąkając się w przestrzeni ludzkiej, stają się
istotami przejściowymi,
mediacyjnymi – demonami, które
reprezentują Zaświaty. W Otrokowie wierzą, iż zwykli umarli
odchodzą po roku, przy czym przez pierwszych 40 dni
ich dusze krążą
wokół gospodarstwa, by po tym czasie opuścić dom i odbyć podróż
do wszystkich
miejsc, w których niegdyś były. Jeden z moich
rozmówców opowiadał o tym z radością, twierdząc, że dzięki
temu po raz kolejny zobaczy Władywostok i Niemcy. Po roku dusza
odchodzi
do Boha, na nebo, jednak nadal może widzieć żywych, o
ile ci przyjdą na cmentarz do południa. Jak pisze J.S. Bystroń:
Chrystianizm przenosi te dusze (zmarłych) w zaświaty, do nieba
czy
do piekła... ale i tak niektóre dusze mogą się jeszcze pokazywać
na tym świecie i wchodzić
w kontakt z żywymi (J.S. Bystroń,
Etnografia Polski, Warszawa 1947, s. 143).
To
oddzielenie istot o demogennych właściwościach potwierdza historia
badanego
nagrobka, który wedle miejscowych przekazów stoi na
mogile dziewczynki, mającej
umiejętności leczenia i
przepowiadania przyszłości. Wszystkie zagadywane przeze mnie
osoby
identyfikowały nagrobek i miejsce oraz opowiadały związaną z nim
historię. Według nich owa diwczynka-worożka umarła od ukąszenia
żmii, dlatego w celu upamiętnienia miejscowy kamieniarz wykuł
podstawę nagrobka w kształcie zwiniętej gadziny.
To jedynie
początek legendy, która sądząc z przeprowadzonych przeze mnie
rozmów
z mieszkańcami w bardzo trwały i istotny sposób
przełożyła się na miejscowe zwyczaje (istotny jest tu również
wiek informatorów. By sprawdzić jak silny rezonans w miejscowej
tradycji ma historia „dziewczynki” przeprowadziłam rozmowy z
osobami w różnych grupach wiekowych, i tak: najmłodsza rozmówczyni
miała 11 lat, zaś najstarszy wiekiem mężczyzna urodził się w
roku 1924. Łącznie rozmawiałam z 14 osobami, w tym z jedną osobą
pochodząca
z sąsiedniej miejscowości – Tymkowa, pozostali byli
z Otrokowa. Osoby te różnił nie tylko wiek,
ale też
wykształcenie oraz status społeczny: oprócz największej grupy,
czyli miejscowych gospodarzy,
rozmawiałam z nauczycielem historii,
sołtysem, sklepową oraz pochodzącą z Otrokowa kobietą biznesu,
która prowadzi dobrze prosperującą firmę w niedalekiej Nowej
Uszycy).
 |
NAGROBEK "DZIEWCZYNKI-WRÓŻKI" |
Otóż,
do tradycji mieszkańców Otrokowa należą magiczne praktyki
przywoływania deszczu wykonywane właśnie przy tej mogile.
Zapisałam wiele wariantów, niemniej wszystkie sposoby opierają się
na okręcaniu krzyża wokół jego osi. Sam krzyż,
który – warto
dodać – jest zdekompletowany (brakuje połowy trzonu) i nosi
wyraźne
ślady naprawiania, tkwi bezpośrednio w okrągłej
podstawie, przez co nagrobek wydaje się nie tylko odmienny, ale
również dziwaczny. I tak, w czasie długotrwałej suszy
do mogiły
przychodzą kobiety, nalewają wody do widocznych w krzyżu
zagłębień
(które wyglądają jak próby naprawiania), a
następnie go okręcają. Żadna z pytanych
osób nie potrafiła
powiedzieć, czy istotny jest kierunek obracania oraz o jakiej porze
warto ten rytuał wykonywać. Podobnie z wodą, niektórzy z moich
rozmówców twierdzili, iż powinna to być woda święcona, inni, że
zwykła, bo swiaczenu wodu ne
skriz’ można (tłum. święconą
wodę nie wszędzie można). Kilku, spośród moich rozmówców
twierdziło, iż na cmentarz powinny przychodzić młode wdowy,
pozostali,
iż jest to bez znaczenia, a nawet, że mogą to być
mężczyźni. Tak czy inaczej wszyscy, prócz jednej osoby nie
wyrażali najmniejszej wątpliwości co do skuteczności
tej metody,
wierząc, iż chmary sia powernut’ i obowiazkowo bodaj maleńkyj
doszcz
pide (chmury się rozejdą i obowiązkowo bodaj niewielki
deszcz spadnie). W broszurze wydanej przez miejscowego nauczyciela
pod opisem tego zwyczaju czytamy:
W naszych czasach, jest to już
fakt sprawdzony. Mimo wszystko istnieją siły wyższe, którymi
można kierować za pomocą ludzkich czarów. (С. Гандзюк,
Отроків. До кращого життя, Дрогобич
2008, s. 20).
 |
DZIURY W KRZYŻU, DO KTÓRYCH ZGODNIE Z WIERZENIEM NALEŻY WLAĆ WODĘ |
Istotne
jest, iż jest to zwyczaj wciąż praktykowany, zaś osoby, które to
wykonują,
czują się w specjalny sposób odpowiedzialne za los
całej wsi: Długo nie było deszczu, byłyśmy na polu, kopałyśmy.
Deszczu nie ma, upał. W ogrodzie wszystko
więdnie. To zaczęłyśmy
rozmawiać: przecież mówią, że tam, na starym cmentarzu jest
jakiś taki krzyż,
że jakby nim pokręcić, to deszcz spadnie. Te
kobiety posłuchały i dwie, dobrze pamiętam, że Żeńka
chodziła,
ale z kim ona chodziła, czy z Niną, czy z kim? I poszły tam na
cmentarz, pokręciły krzyżem
i był deszcz. I mówią: widzicie,
dziękujcie nam, że deszcz spadł, bo to myśmy na cmentarz
chodziły
(mieszkanka Otrokowa, urodzona w 1936 r). Taka magiczna
odpowiedzialność stanowi niezwykły kontrast do jej braku w
przypadku dbania o materialną spuściznę kulturową czy ekologię.
Jednakże jest to zrozumiałe, ponieważ brak
deszczu w przypadku
społeczności opierających swój byt na rolnictwie jest sprawą
życia, natomiast dziedzictwo i ekologia, to wartości dodane, które
w tym przypadku są obcym wtrętem – naszym (w rozumieniu wartości
kultury miejskiej) desantem, mogącym, ale niemuszącym się tam
przyjąć. Stąd rzeczony nagrobek w żaden
sposób nie był i nie
jest postrzegany jako część dziedzictwa kulturowego regionu,
ale
jako łącznik z zaświatami, dzięki którym można uzyskać
potrzebne dobra.
Na postrzeganie przez mieszkańców
Otrokowa tego pochówku jako medium
wpływa kilka czynników, które
spotęgowały się, czy to przez jego usytuowanie
na przecięciu
dwóch granic, czyli w rogu, czy poprzez charakterystyczną dla
myślenia
magicznego potrzebę wpływania na losy świata. Nie
wiadomo, co w tym przypadku jest pierwotne, a co wtórne, tak czy
inaczej mediacyjność tego miejsca nie tylko
nie podlega dyskusji,
ale przede wszystkim nie jest tematem ani refleksji, ani rozważań.
Jest to zadanie antropologa.
Wiadomo,
iż wedle tradycji pochowana jest tam dziewczynka (jeszcze nie
kobieta)
– innymi słowy dziecko. Ten fakt podkreślali moi
rozmówcy, co zresztą ma istotne
znaczenie, ponieważ dzieckiem w
tradycyjnej wizji świata przestaje się być, gdy ujawniają się
prokreacyjne funkcje (pierwsza menstruacja), a przez to następuje
rozpad pierwotnej pełni na świat płciowy i dualistyczny,
charakterystyczny dla przestrzeni śmiertelników. Dzieci, jako
istoty bezpłciowe, nierozdzielne i w pewnym sensie
wciąż scalone,
mogą bezpośrednio uczestniczyć w sferze sacrum, odnajdywać
wspólny język z innymi światami czy zwierzętami, stąd
przypisywane są im umiejętności magiczne. Ich położenie
wynikające z klasyfikacji taksonomicznej pozwala
czerpać wiedzę z
zaświatów, a przez to posiadać moce wróżebne i uzdrowicielskie.
Ten specjalny status dzieci ma również swoje odzwierciedlenie w
przestrzeni cmentarza, albowiem
do dziś na wielu nekropoliach mają
one swoje odrębne kwatery, często usytuowane właśnie nieopodal
granicy (S. Sikora, op. cit., s. 61). W zwyczajach mantycznych wielu
kultur traktowano dzieci jako wyrocznie,
zaś kontakt z nimi mógł
przybrać cechy kontaktu z sacrum, albowiem same, partycypując w tej
sferze nabierały jej cech i właściwości, jednocześnie mogąc w
ten
sposób stać się istotami demonicznymi (P. Kowalski, Dziecko.
Rajska niewinność, wróżby, magia. Wstęp do lektury postaci,
„Literatura ludowa”
1996, 4/5, s. 27–28). Tak więc wiara, iż
spoczywa tam dziecko
o umiejętnościach wróżebnych, to kolejny
(obok lokalizacji, czyli umiejscowienia na
przecięciu dwóch granic oraz potrzeby wpływania na rzeczywistość)
bardzo istotny czynnik, który zrodził zwyczaj obracania krzyża w
celu sprowadzania deszczu,
jednak nie ostatni.
Nagrobek,
jak wspominałam, składa się z dwóch części: ułamanego krzyża
oraz podstawy o średnicy ok. 70 cm z przedstawieniem zwiniętej –
oplecionej wokół
koła – gadziny. Miejscowa legenda mówi, że
taką formę zaleciła wykuć kamieniarzowi kobieta, która sama
parała się magią. Wizerunek żmii połączony z przekonaniem
o
wróżebnych zdolnościach dziewczynki stworzył mieszkańcom
Otrokowa przestrzeń dla magicznych wyobrażeń mających swój
fundament w ludowej wizji świata.
I tak, w planie kosmogonicznym
wąż czy żmija umiejscawiane są na biegunie przeciwległym do
domeny Gromowładcy. Reprezentują noc, są wrogami dnia, światła,
ognia i słońca, więc wyzwalają żywioły destrukcji i zabijania.
W wierzeniach ludowych przetrwało przekonanie, iż żmije grzejąc
się na słońcu piją słoneczną energię (A. Gieysztor, Mitologia
słowiańska, Warszawa 1982, s. 133) – są wysłannikami śmierci.
Jednocześnie gady i płazy poprzez bezpośredni kontakt
z ziemią
mają naturę chtoniczną, a przez swoją władzę nad zjawiskami
atmosferycznymi – cechy akwatyczne. Dodatkowo wszystkie wersje mitu
kosmogonicznego, pomimo różnych wariacji w obrębie fabuły, zawsze
zawierają informację o tym,
że Ziemia powstała jako rezultat
współpracy dwóch sił antagonistycznych: Boga
i Szatana, którego
łączono z morzem. W konsekwencji tych działań zrodziła się
opozycja „ogień – woda”. Tę symbolikę mitu można odnaleźć
w powiedzeniu ludowym, że świat powstał z cara – ognia i carycy
– wody, przy czym każdemu z żywiołów
przypisana jest płeć,
co oznacza, że w pierwotnej sytuacji mitycznej pierwiastek żeński
został przypisany sferze chtoniczno-akwatycznej, reprezentowanej
przez Szatana (J. R. Tomiccy, Drzewo życia, Białystok 1975, s.
29).
Stąd zbudowanie logicznego łańcucha: dziewczynka wróżka –
żmija – woda – władza
nad zjawiskami atmosferycznymi wydaje
się być naturalną konsekwencją ludowych
wyobrażeń
kosmogonicznych. Co więcej, dziwne by było, gdyby tak odmienny
nagrobek, nie tylko stojący w najbardziej skrajnej części
cmentarza, ale i z wizerunkiem
gadziny nie doczekał się własnej
opowieści.
 |
PODSTAWA NAGROBKA "DZIEWCZYNKI-WRÓŻKI" W KSZTAŁCIE ZWINIĘTEJ HADZIUKI |
W
Otrokowie wykorzystanie przestrzeni cmentarnej do magicznych praktyk
spotyka się również w innych formach. I tak, by wywołać deszcz i
zaradzić potencjalnemu nieurodzajowi, w mogiłę utopionego wbijało
się kołek i nalewało wody w powstałą w ten sposób dziurę (С.
Гандзюк, op. cit., s. 20.). O takim sposobie pamiętał
jedynie najstarszy spośród moich rozmówców, jednak, podobnie jak
w przypadku nagrobka z wizerunkiem żmii, zapewniał, że był to
sposób bardzo skuteczny.
Ten zwyczaj ma rzecz jasna strukturę
analogiczną do działań nad nagrobkiem
„dziewczynki-wróżki”,
z tą różnicą, iż istotą demogenną władającą zjawiskami
atmosferycznymi w tym przypadku nie jest dziecko ukąszone przez
żmiję, ale topielec. W wielu przekazach ludowych pojawia się on
jako postać ambiwalentna, z jednej strony szkodząca ludziom, ale
również mogąca ostrzec przed niebezpieczeństwem
czy złą pogodą
(A. Mianecki, Postać demona wodnego w ludowych przekazach
wierzeniowych, „Literatura ludowa”
2002, 2, s. 11. Taka
dwuznaczność jest cechą wszystkich demonów, stąd wykorzystanie
ich siły, wiedzy
i mocy w praktykach magicznych jest nie tyle
pomocne, co nieodzowne. Medycyna ludowa to w istocie
ciągłe
pertraktacje z zaświatami). Cmentarz, jako przestrzeń obca, choć
znajdująca się w sferze życia
i funkcjonowania ludzi, ma wszelkie
cechy zaświatów. Oczywiście, tak jak i w przypadku przestrzeni
pozacmentarnej, są na nim miejsca bardziej i mniej niebezpieczne –
bardziej i mniej sakralne. Wiadomo, iż w wierzeniach ludowych każda
ziemia
z cmentarza jest ziemią martwą, jednak bardziej szkodliwa
dla żywych będzie wzięta
z konkretnego miejsca i konkretnej
mogiły, niż jakakolwiek. Ziemia z mogiły osoby
zmarłej śmiercią
tragiczną, zgodnie z zasadą analogii może ściągnąć tragiczną
śmierć
na osobę, której się ją podrzuci. Opowieści o
odsypywaniu martwej ziemi czy podlewaniu martwej wody (jest to woda
po umyciu nieboszczyka, którą wylewa się na próg, pod dom, na
granicę gospodarstwa
lub w inne miejsce, tak by zaszkodzić osobie,
która przez nią przestąpi) są bardzo powszechne na całej
Ukrainie. Otroków w tym
przypadku, wprawdzie dziwnie to zabrzmi,
nie odbiega od normy. Niemal wszyscy
moi rozmówcy potwierdzali
istnienie takiego faktu, choć zazwyczaj opatrywali to wyrazami
dezaprobaty, a jako wykonawców wskazywali wiedźmy, które z
cmentarza
prócz ziemi mogą wynosić też ludzkie łzy, by podlewać
je innym i w ten sposób zsyłać
chorobę, smutek, czy śmierć.
*
* *
Minął
pierwszy tydzień pracy w ramach projektu „Wspólne zapomniane
dziedzictwo”,
w czasie którego wyremontowaliśmy niemal całą starszą część
cmentarzaw
Otrokowie. Pozostały jedynie szlify i nietknięty nagrobek
diwczynky-worożky. Dylemat: wyremontować czy pozostawić w stanie
nienaruszonym wciąż pozostawał nierozstrzygnięty. A przecież
fragment ułamanego krzyża mógł leżeć w ziemi –
wystarczyłoby
wyczyścić, wysuszyć, wstawić dybel i skleić żywicą. Ale czy w
ten
sposób nie naruszylibyśmy miejscowej legendy? A gdyby po tym
działaniu okręcanie krzyża wokół osi w przekonaniu mieszkańców
przestało być skuteczne? –
to z rekonstruktorów stalibyśmy się
barbarzyńcami. Zniszczylibyśmy zwyczaj pielęgnowany przez kolejne
pokolenia, pozostalibyśmy w pamięci, jako ignoranci. Nasza
misja
polegająca na przekazywaniu wartości dbania o dziedzictwo
skończyłaby się
fiaskiem. Bo czy dziedzictwo materialne
istotniejsze jest od spuścizny duchowej?
 |
W TRAKCIE "ODKOPYWANIA PRAWDY" |
Słońce
chyliło się ku zachodowi. Kończąc ostatni dzień pracy na starej
części
cmentarza, podeszłam do oświetlonego bocznym światłem
pomnika. Długie promienie padały na krzyż, uwypuklając
niewidoczną w innym świetle inskrypcję. Łaciński alfabet ułożył
się w napis Jan, widziany do góry nogami. Zdziwienie i poczucie
obcowania z tajemnicą sprawiły, że nikomu tego nie zdradziłam. A
może bałam się symbolicznego morderstwa dziewczynki-wróżki,
anihilacji jej bytu, który stał się dla otrokowian realny? Kiedy
zapadł zmierzch i wolontariusze wyszli z cmentarza, powiedziałam o
tym Szymonowi. Wyciągnęliśmy krzyż i oświetlając go latarką
żmudnie,
litera po literze odszyfrowaliśmy: „Z pokorą głos
swoy wznoszę / chrześci(...)
nie pokornie proszę / zmów pacierz
za duszę mo(...) / Jan”. Ułamany krzyż przecinał inskrypcję.
Ani nazwiska, ani daty. Choć i ta ogólna informacja powiedziała
wiele. Pochowany był Polak, Jan. Katolik na cmentarzu prawosławnym
– obcy.
W
nocy, raptem z zupełnej ciszy wyrwało się wycie wiatru. Potężny
podmuch zerwał tropik z namiotu i łomotał nim o drzewa. W
bezdźwięcznych wyładowaniach
atmosferycznych, walcząc z wiatrem
naciągaliśmy sznurki. Kilkanaście minut grozy
w oświetlonym
przez błyskawice cmentarzu i skowycie przyrody przywodziło na myśl
karę. Zemstę za złamanie tabu. Nad ranem zaczął padać deszcz.
Mierząc się w duchu z własnym sceptycyzmem, żartowaliśmy, że to
za naszą sprawą. Jednak pobudzona
wcześniejszego wieczora
ciekawość nie dała za wygraną – postanowiliśmy sprawdzić, czy
i ten nagrobek, podobnie jak reszta posiada płytę. Wzięliśmy się
do roboty
i już przy pierwszym wbiciu szpadla słychać było
charakterystyczny szczęk kamienia.
Płyta leżała na głębokości
20-30 centymetrów. Łopata za łopatą odgarnialiśmy ziemię i
wydobywaliśmy na światło prawdę. Na popękanej płaszczyźnie, w
wyraźnie wydzielonym polu inskrypcyjnym widniał napis: „DOM /
zwłok Jana / Myśl(...)kiego /
um. 27 kwietnia 1831 / (...)”,
reszta była nieczytelna.
 |
FRAGMENT INSKRYPCJI W JĘZYKU POLSKIM NA PŁYCIE |
Do
południa deszcz przerodził się w ulewę. Potężny wiatr przez
kolejne trzy dni zrywał
płachty w obozowisku. Wolontariusze, którzy tego dna przenieśli
się na cmentarz, spali we wspólnym namiocie, bo każdy inny trudno
było rozbić w tych warunkach. Nie wiem, czy to wiatr rwał na
strzępy nasz racjonalizm, ale do śmiechu
nie byliśmy już skorzy.
Po kilku dniach odwiedziło nas na cmentarzu trzech miejscowych
gospodarzy – patrzyli na nas z wyrzutem, mówiąc, że takiej
wichury dawno
u nich nie było. I... że nasza to wina.
Płyta
została zasypana ostatniego dnia, ułamany krzyż wstawiony do
podstawy
w kształcie żmii. Otroków opuszczaliśmy z pytaniami.
Kim był Jan Myśl(...)ki?
Czy żmija, to wąż eskulapa, a Jan był
lekarzem pracującym w dobrach Ignacego Ścibora Marchockiego? Jeżeli
tak, to czemu nie został pochowany na katolickim cmentarzu
w
Mińkowcach? Czy dobrze zrobiliśmy zagrzebując prawdę, na rzecz
zmyślonej opowieści? Na jak długo przedłużyliśmy żywot
„dziewczynce-wróżce”? Czy barbarzyńcą
jest ten, co skrywa
prawdę, czy ten, co wydobywając ją niszczy świat pięknie
skonstruowanej opowieści?
Wyjechaliśmy
nieco inni.
Olga
Solarz – dr etnologii,
pracuje w PWSW w Przemyślu,
zajmuje się
ukraińską magią ludową,
autorka książki „Język magii –
magia
języka” oraz szeregu artykułów
poświęconych wierzeniom
magicznym
w obrzędowości rodzinnej
i kalendarzowej; od 1997 roku
prowadzi badania terenowe
na Ukrainie, zaś od lat pięciu
na
Bojkowszczyźnie. Członkini
zarządu Stowarzyszenia Magurycz.
Koordynator projektu „Wspólne
zapomniane dziedzictwo”.