Zaufanie dobre,
kontrola jeszcze lepsza – mówią czasem rodzice. Powiedzenie to
świadczy chyba o... nieufności wobec postawy zaufania. Sama wciąż
się waham. Kiedy zaufać? Kiedy kontrolować?
Odkąd
przeczytałam ten wpis na blogu „W świecie żyrafy”, myślę
o wychowaniu jako o stopniowym oddawaniu odpowiedzialności.
Ostatcznie chodzi przecież o to, by dzieci pewnego dnia chciały i
potrafiły nas opuścić. Uczymy je latać, aby odleciały i założyły
własne gniazda. Spodobało
mi się stwierdzenie z "Psychobloga Jarka
Żylińskiego", że
dzieci nie prosiły nigdy o to, żeby być odpowiedzialnymi za nasze
szczęście.
Nie,
one chcą przeżyć własne życie, po swojemu.
Odpowiedzialność
za siebie, wola, wolność. Ciężka dola ale własna wola: gdy
przeczytałam to zdanie we „Wspomnieniach z domu umarłych”
Dostojewskiego, pomyślałam, że wolność może mieć niewiele
wspólnego ze swobodą i lekkością. Wiąże się za to z własnymi
wyborami, które pociągają za sobą konsekwencje.
Zaufanie
oznacza oddanie odpowiedzialności, zaakceptowanie cudzych wyborów.
A kontrola to ochrona przed konsekwencjami. Gdy widzimy, że nasze
maleństwo przewraca się – staramy się zapewnić mu miękkie
lądowanie. Uznajemy, że jest za małe i zbyt
bezbronne, a spotkanie z twardą ziemią byłoby dla niego zbyt
niebezpieczne.
Chcę,
byś się wyspała, więc gaszę światło. Sprawdzam, czy
rzeczywiście nie masz nic zadane, bo nie chcę, byś dostała pałę
za brak pracy domowej. Nie pozwalam jeść po umyciu zębów, żeby
nie trzeba było jeździć do dentysty. Poza tym – oczekuję, że
posprzątasz swój pokój, bo ja też tu mieszkam i czasem do ciebie
zaglądam.
To
wszystko są moje sprawy, czuję się za nie odpowiedzialna.
Kontroluję.
Jeżeli
uznam, że sen należy do dziecka,
pozwolę mu zasnąć, kiedy jest śpiące. Nie sprawdzam nieproszona
zadań domowych, jeśli uważam lekcje za
sprawę
córki.
Mój bałagan – moje życie: to chyba hasło przewodnie wielu
dzieci, a już zwłaszcza nastolatków.
Są
obszary, w których odpuszczenie kontroli może
się źle
kończyć.
To przede wszystkim słodycze, komputer i telewizja. Wobec tych
silnych pokus dzieci wydają się być bezbronne, więc trzymam
odpowiedzialność mocno w swoich rękach: ograniczam, ustalam ramy,
kontroluję.
Celem
jest jednak puszczenie dzieci na wolność. To będzie ich wola i ich
dola. Pod wieloma względami już jest. Stopniowo, niepostrzeżenie...
a czasami gałtownie, w walce odbierają odpowiedzialność. Mówią:
ja już mogę, poradzę sobie!
A
dorośli? Cóż, puszczają odpowiedzialność i zostają z pustymi
rękami... Oczywiście, jest mi żal, że dzieci coraz mniej mnie
potrzbują. Z jednej strony czuję ulgę, a z drugiej smutek. A do
ukojenia smutku jest bardzo potrzebna bliska dorosła osoba. Bez niej
trudno uwierzyć, że pisklę, któremu oddaliśmy serce, ma coraz
mocniejsze skrzydła i coraz lepsze pióra.